Z pamiętnika Lilian Amy Bailey:
Alex, opowiesz mi, jak dalej wyglądała wasza znajomość?
Alex:
Mijały kolejne dni. W domu nie pojawiły się żadne zmiany, wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej. Syf stawał się w coraz mniejszym stopniu do jakiegokolwiek opanowania. Kłótnie były już codziennością. Wieczorami nie potrafiłam dać sobie z tym rady. Płakałam ciemną nocą, siedząc na parapecie okna i wypalając kolejną paczkę czerwonych Marlboro. Coraz lepiej dogadywałam się jednak z Saulem. Podobne zainteresowania, gust do muzyki sprawiły, że staliśmy się sobie dość bliscy. Lubiłam spędzać z nim czas i dobrze się bawić. Potrafił oderwać moje myśli od wszystkiego co złe, od problemów w domu. Byłam mu za to niezwykle wdzięczna. Niedawno poznałam także Stevena, przyjaciela Saula. Niesamowicie pozytywny człowiek. Nie wiedziałam, że można być takim optymistą. Chłopak zawsze ma na twarzy ten charakterystyczny zaciesz. Tamtego dnia wybieraliśmy się w trójkę na spacer, nad jezioro. Jednak wcześniej, z rana poszłam do Saula. Do jego domu wpuściła mnie mama. Przywitałam się grzecznie i schodami powędrowałam na górę. Chłopak siedział zajęty zakładaniem nowych strun do gitary. Zajęłam miejsce obok niego. Dopiero kiedy poczuł uginający się pod moim ciężarem materac podniósł wzrok. Przytulił mnie tym samym serdecznie witając. Potem wrócił do poprzedniego zajęcia. Zakładał struny, a potem je stroił. Ja z kolei zaczęłam rozmyślać. Cieszyłam się, że mam tu kogoś, z kim mogę porozmawiać, posłuchać muzyki, że jest Steven, który zawsze mnie rozśmiesza. W dzień byłam szczęśliwa z faktu, że się tam znajdowałam, wieczorami jednak całe to przekonanie pryskało. Ostatnimi czasy poważnie zastanawiałam się nad tym, czy lepiej mieszkać z ojczymem i w brudzie, znając Saula i Stevena, czy raczej przebywać w starej, porządnej dzielnicy, nadal z ojczymem, ale bez moich przyjaciół. Zastanawiałam się nad tym, w końcu jednak usłyszałam szarpanie strun. Natychmiast powróciłam myślami do rzeczywistości. Przyjrzałam się chłopakowi, to był jego żywioł. Ja też bardzo lubiłam grać. Chociaż wolałam jednak być słuchaczką. Steven grał na perkusji. Sprawiało mu to ogromną radość. Składał zestaw perkusyjny i rozkładał się w parku grając ludziom. Wiedziałam o chłopakach coraz więcej, ale oni o mnie prawi nic. Dziwiłam się im, że w najmniejszym stopniu nie dopytywali. Może dawali mi czas na zaaklimatyzowanie... Nie wiem... Bałam się jednak powiedzieć im o czymkolwiek. Tamtego dnia musiało to się jednak zmienić. Starałam się zawiązać bandanę, na moim nadgarstku, która w żadnym stopniu nie chciała ze mną współpracować. Problem ten zauważył Saul, podałam mu rękę, w tym czasie chustka osunęła się na ziemię. Mój blady nadgarstek pełen blizn spotkał się ze wzrokiem Mulata. Bałam się. Chłopak powoli przeniósł oczy na mnie. Jego niewygodny wzrok utkwiony był w moją twarz. Milczał, czekał, aż powiem cokolwiek. Speszyłam się, wyrwałam dłoń z uścisku i sama niezwłocznie zawiązałam bandanę. Chciałam stamtąd wyjść, już chwytałam z klamkę, kiedy poczułam jego dotyk na ramieniu.
-Alex, co się dzieje?-zapytał czule.
-Nic, ja...-urwałam -nigdy nikomu o tym nie mówiłam.
-Nie musisz mi nic mówić... Ale pamiętaj, że jestem i jak będziesz chciała możemy pogadać.
-Dziękuję-posłałam mu szczery uśmiech i po raz kolejny zajęłam miejsce na łóżku. Chłopak przysiadł obok mnie i ponownie chwycił gitarę. Delikatnie szarpał każdą ze strun, sprawiając, że cały pokój tonął w dźwiękach. Rozkoszowałam się tą chwilą. Po pewnym czasie zjawił się Mr. Popcorn i mogliśmy już wyruszyć nad jezioro. Szliśmy powoli obrzeżami miasta. Steven podśpiewywał coś, co nie było mi znane. Każde z nas pochłonięte było rozkoszowaniem się widokami i tonięciem we własnych myślach. Saul cały czas zachodził w głowę, co też mogło mnie skusić do zranienia własnego ciała. Starał się to zamaskować, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Ja z kolei udawałam, że nie widzę zastanowienia ze strony Mulata. Dzień był spędzony naprawdę miło. Siedzieliśmy na brzegu jeziora podziwiając uroki pobliskiego lasu. Do domu wróciłam późnym wieczorem. Kiedy tylko przekroczyłam próg, mój dobry humor zniknął. Usłyszałam kolejne krzyki, które puściłam mimo uszu i skierowałam się do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Położyłam się na łóżku i myślałam. Cały czas miałam przed oczami wzrok Saula. Jego zastanowienie moimi bliznami...
Rano podniosłam się ociężale z łóżka, ubrałam się w krótkie spodenki i obcisłą bokserkę. W końcu zeszłam na dół. Szeroko otworzyłam lodówkę i załamałam się jej wnętrzem, a właściwie jego brakiem. Na jednej z półek stał jedynie jogurt, którym to musiałam się zadowolić. Rozsiadłam się na blacie szafki. Matka poszła do pracy... Wyrzuciłam pusty kubełek do śmieci, a w tym czasie do kuchni wszedł on, cały śmierdzący. Podchodził do mnie, był już niebezpiecznie blisko, wyciągnął rękę, a ja krzyknęłam. Był zdezorientowany na tyle, że mogłam go wyminąć i spróbować uciec, skierowałam się do pokoju, dopadł mnie jednak na schodach. Trzymał moją rękę, starałam się biec dalej, wyrwać się z uścisku. Nie mogłam, był za silny. Pokonał, ciągnąc mnie kilka ostatnich stopni i przycisnął do ściany, stawiałam opór. Uderzałam go silnie w ramię, gdyż miałam zablokowane nogi. Nie było drogi ucieczki. Bałam się. Jego wolna dłoń znalazła się pod moją koszulką, dotykał mnie, w końcu zaczął rozpinać moje spodnie. Byłam bezsilna, z powodu bezradności i wyczerpania osunęłam się po ścianie na ziemię. Starałam się wyrwać, ale za to oberwałam siarczysty policzek. Najgorsze w tym wszystkim było to, że na podłodze leżały kawałki szkła, moja koszulka została brutalnie zdarta, a plecy podrapane fragmentami butelek. Łzy spływały po moich policzkach, nie miałam już najmniejszej siły, aby walczyć. Poddałam się. Siłował się z własnym rozporkiem, ale dzięki Bogu do domu wróciła mama. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała. On podniósł się i wolnym krokiem podchodził do niej. Ja zabrałam swoją koszulę, którą kilka dni wcześniej rzuciłam na wieszak i wybiegłam z domu dopinając spodenki. Przemieszczałam się szybko, w prawdzie niewiele widziałam przez łzy, ale znałam drogę. Stanęłam przed tym domem, zapukałam, a chwilę później, w drzwiach ujrzałam Saula. Przyglądał mi się dość długo. Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Zaprowadził mnie do łazienki i zabrał się za opatrzenie moich pleców.
-Teraz może zaboleć-usłyszałam za sobą. Chwilę później w pomieszczeniu rozległ się mój krzyk. Dokleił ostatni plaster i pomógł w drodze do jego pokoju. Wspólnie usiedliśmy na łóżku.
-Alex, co się stało?-zapytał po dość długim milczeniu.
-Saul, jesteś moim przyjacielem? Mogę Ci ufać-zapytałam śmiertelnie poważnie. Chłopak był zdezorientowany, początkowo nie wiedział, co powiedzieć.
-Oczywiście, że możesz mi ufać?-zapewnił, chwytając moją dłoń.
-Bałam się o tym mówić, bo w poprzedniej szkole byłam przez to szykanowana.-westchnęłam głęboko i kontynuowałam-Jakieś cztery lata temu mój ojciec od nas odszedł. Wiesz, jak to jest. Młodszą sobie znalazł. Nienawidzę go za to, ale bardzo za nim tęsknię. Mama dawała sobie radę, była silną kobietą. Jednak pojawił się on, mój ojczym. Mama nie zauważyła, że większość pieniędzy idzie na jego zachcianki i że sama zaczęła się staczać. W końcu nie było już kasy na rachunki. Wyeksmitowali nas, a mama nadal pracuje, jednak na pół etatu. Nie starcza na nic, ojciec nie płaci alimentów. Rozumiesz?-zapytałam ze łzami w oczach i rozchwianym głosem. Nie usłyszałam odpowiedzi, w ramach niej otrzymałam uścisk, ciepły, przyjacielski uścisk. Byłam mu wdzięczna, tego potrzebowałam.
-On mnie dotykał...-zaczęłam chlipieć- Boję się tam wrócić.-spuentowałam
-Wszystko będzie dobrze.-uspokajał mnie- Jeśli chcesz, pójdę z Tobą.
-Chcę.-wyszeptałam.
Przemierzaliśmy tę krótką drogę w kompletnej ciszy. Saul obejmował mnie ramieniem w celu dodania otuchy. Ja byłam kompletnie zestresowana, nie miałam pojęcia, czego mogłabym się spodziewać na górze. W końcu dotarliśmy. Zatrzymałam chłopakiem ruchem ręki.
-Dziękuję, ale dalej muszę iść sama-westchnęłam.
-Jesteś pewna?-zapytał.
-Tak-odpowiedziałam pewnie.
-Będzie dobrze.-poczułam brązowe, miękkie usta na policzku. Chłopak patrzył jak się oddalam, jak wchodzę do mieszkania. Powoli przemierzałam schody, a mój oddech stawał się coraz szybszy. Otworzyłam drzwi, ale tym razem okropny smród ustąpił zapachowi różnych chemikaliów. Nieco ośmielona przestąpiłam próg. Moja mama zmywała podłogę. Byłam zaskoczona, gdyż nie robiła tego już od dawna. Dopiero po chwili zauważyła moją osobę. Szybko wstała i podeszła do mnie. Przytuliła mnie tak mocno, jak tylko potrafiła. Tęskniłam za tym. Za jej dotykiem, dawnym, kojącym zapachem.
-Przepraszam córeczko. Byłam zaślepiona, przepraszam.-mówiła z głową w moim ramieniu. Nie odpowiedziałam, a jedynie przytuliłam się do niej jeszcze mocniej. Od dawna pragnęłam tej chwili.
-Ja naprawdę bardzo Cię kocham.-dodała. Te słowa sprawiły, że w moich oczach pojawiły się łzy.
Pomogłam jej posprzątać kuchnię i salon, jednak potem powiedziała, abym odpoczęła, poszła na spacer.
-To ja pójdę do kolegi.-spuentowałam.
-Do tego Mulata, który tak często Cię odprowadzał.-dopytywała.
-Widziałaś?-zapytałam lekko zdziwiona.
-Oczywiście. No leć-ponagliła, ucałowała mnie w czubek głowy i zamknęła drzwi. Byłam szczęśliwa, po raz pierwszy od dłuższego czasu byłam naprawdę szczęśliwa.
Szybkim krokiem podążałam w stronę domu Saula. Delikatnie zapukałam do drzwi i po chwili moim oczom ukazała się burza loków. Chłopak poczęstował mnie szklanką wody, po czym usiadłam na jednym z krzeseł w jego pokoju. Przez moment milczałam z uśmiechem na twarzy, dopiero po chwili przemówiłam.
-Nie skrzywdzi mnie więcej.-wyszeptałam tajemniczo.
-Wyrzuciła go?-zapytał z lekkim niedowierzaniem, a ja jedynie przytaknęłam głową -Zajebiście.-spuentował. Czułam się wspaniale. Ogromnie cieszył mnie fakt, że jego nie będzie już w domu, a moja mama postara się wrócić do normalności. Słuchaliśmy razem muzyki i śmialiśmy z przeróżnych rzeczy. Do domu wróciłam wieczorem. Przekroczeniu drzwi wejściowych towarzyszyło poczucie zapachu spaghetti robionego przez moją mamę. Byłam zadowolona. To było jedno z moich ulubionych dań w jej wykonaniu, a nie robiła go od bardzo dawna. Mama przywitała mnie serdecznym uściskiem i nakazała usiąść. Zajęłam wyznaczone miejsce i przyjrzałam się kobiecie, która jeszcze wczoraj wyglądała zupełnie inaczej. Teraz miała na sobie kolorową sukienkę, włosy umyte i poczesane delikatnie spływały po jej ramionach, a na twarzy zauważyłam niezbyt rzucający się w oczy makijaż. Mama postawiła przede mną talerz z makaronem i sama usiadła obok mnie. Przyglądała mi się z uśmiechem na twarzy.
-Skarbie, czy mogę cię o coś zapytać?-zaczęła nieśmiało.
-Oczywiście, o co tylko chcesz.-odpowiedziałam z zadowoleniem na twarzy.
-Czy ten chłopiec, który czasami cię odprowadza i spędzasz z nim tak dużo czasu to...-nie zdążyła dokończyć, gdyż wszystko, szybko sprostowałam.
-Nie mamo, Saul to mój przyjaciel. Bardzo się lubimy i jest dla mnie bardzo miły.-mama uśmiechnęła się.
Rozmowa trwała nadal. Gadałyśmy o wszystkim, a tematów przybywało. Mama z radością dowiadywała się o mnie coraz to nowych rzeczy. W końcu, dość późno obie poszłyśmy spać. Zasnęłam z roześmianą twarzą. Obudził mnie... nic nie wtedy nie obudziło, sama wstałam rano do szkoły. Poszłam do łazienki, umyłam się, poczesałam, pomalowałam, ubrałam i skierowałam się na dół. Tam czekała już na mnie mama z talerzem kanapek i herbatą. Zajęłam miejsce na wprost niej i obie, wspólnie jadłyśmy śniadanie. W końcu przyszedł po mnie Saul. Mama otworzyła, a ja w tym czasie pobiegłam na górę złożyć książki. Hudson przedstawił się grzecznie i usiadł do stołu w celu wypicia z nami herbaty. Było naprawdę miło, jednak po jakichś dziesięciu minutach musieliśmy wychodzić do szkoły. Szliśmy wolnym krokiem rozmawiając i śmiejąc się. Potem, no cóż, jak to w szkole, nudno. Jednak po przeżyciu, a może raczej stracie 6 godzin mogliśmy wracać do domu. Umówiłam się z Saulem, że potem przyjdę do niego, aby odrobić lekcje. Weszłam do mieszkania. Mama wróciła już z pracy i przygotowywała obiad. Pytała mnie o szkołę, lekcje. Potem wspólnie zjadłyśmy obiad i wypiłyśmy herbatę. Mama była w bardzo dobrym nastroju, już dawno jej takiej nie widziałam. Po dłuższej rozmowie skierowałam się do Hudsonów. Rozsiadłam się przy biurku i wyjęłam zeszyty. Zrobiliśmy kilka zadań, a potem przyszedł kochany pan Adler. Było niesamowicie śmiesznie. Steven opowiadał o jego przyjaciółce ze szkoły, którą mieliśmy poznać w niedalekiej, dla tamtego wydarzenia, przyszłości. Adler jak zwykle szczerzył się do wszystkich i nie mógł powstrzymać się od świńskich kawałów, które w jego wykonaniu śmieszyły nawet mnie. Do domu wróciłam późnym wieczorem, gdy moja mama już spała. Po cichu weszłam do mieszkania i zjadłam kanapkę, gdyż nasza lodówka nie świeciła pustkami, a potem poszłam spać.
Następnych kilka dni minęło podobnie. Jednak ta data przyniosła mi wiele złych doświadczeń. Saul był chory i sama musiałam iść do szkoły. Oczywiście nie było w tym nic strasznego, w szkole również nie wydarzyło się nic złego, czy też nic, co miało zwiastować coś złego. Jak co popołudnie opuściłam szkolne mury i kierowałam się do domu, jednak na ulicy złapał mnie on...
Niech Alex weźmie matkę i niech uciekną do Slasha :)
OdpowiedzUsuńI niech Al się już nie tnie. Nigdy.
Całość rozdziału bardzo fajna. Lecę czytać dalej :*
Cieszę się, że czytasz i komentujesz ;-)
UsuńOjczym Alex to skończony ch*j. Na szczęście ta sprawa dobrze się skończyła. Według mnie Alex i Saul idealnie do siebie pasują. Widać, że zostaną parą. I jeszcze Steven i ten jego zaciesz 😍 Rewelacja. Martwię się tylko, co się stanie z Alex (w sumie to wiem to, bo przeczytałam opis bohaterów xD).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)