piątek, 23 września 2022

[II/GN'R #9] "It's so easy"

 Camille:

Nie jestem nawet pewna, kiedy zasnęłam. Rozmowa z Rudym dobrze mi zrobiła, dała mi spokój ducha. Najpierw trochę na siebie pokrzyczeliśmy, ale w końcu nawet William zrozumiał, o co mi chodziło, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Podniosłam się z łóżka, Rudy leżał obok i nadal spał, natomiast ja uświadomiłam sobie, że muszę iść do pracy, aby zapoznać się z barem i panującymi tam zasadami. Podniosłam się z materaca i ruszyłam do łazienki. Umyłam włosy, rozpuściłam je, ale wzięłam ze sobą gumkę do włosów, zrobiłam delikatny makijaż. Stresowałam się, jak to bywa przed pierwszym dniem w nowej pracy. Byłam już jednak kelnerką, więc mniej więcej wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni. Tam przy stole siedziała już Lillian, która przywitała mnie promiennym uśmiechem.
- Już nie śpisz? - zapytałam rozbawiona, przecież dziewczyna od zawsze była wielkim śpiochem.
- Bardzo zabawne - odpowiedziała z przekąsem Ruda – Wstałam, żeby dopilnować, że zjesz śniadanie. Wczoraj zrobiliśmy małe zakupy. 
- Jesteś kochana.
Dałam dziewczynie buziaka w policzek i zaczęłam szperać w szafkach, natomiast Ruda zrobiła mi kawę. Usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy rozmawiać. Dziewczyna podpytywała mnie o rozmowę z Rudym, o to, czy udało nam się dogadać, ale ja wcale nie miałam zamiaru zapoznawać jej ze szczegółami. To była nasza kłótnia, z którą na szczęście sobie poradziliśmy. Zbyłam więc Rudą krótkimi odpowiedziałam i zjadłam śniadanie Dopiłam kawę i wyszłam, wyciągnęłam z torebki papierosy, odpaliłam jednego i ruszyłam przed siebie. Nie spodziewałam się jednak, że przy ulicy będzie na mnie czekał Erick. 
-Witaj piękna - przywitał mnie promiennym uśmiechem.
On był naprawdę ostatnią osobą którą chciałam wiedzieć tego dnia.
-Cześć. Co ty tu robisz? - zapytałam zdezorientowana.
-Wiesz, mój wspólnik wziął dziś wolne i poprosił mnie, żebym wprowadził nową kelnerkę - puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się kpiąco - To pomyślałem, że przy okazji podrzucę moją ulubioną kelnerkę.
Cholera, a przecież miał być w pracy tylko raz na jakiś czas.
-Jeszcze nie wiesz, czy ulubioną – poprawiłam go - Dziś będzie mój pierwszy dzień. Co jeśli ci wszystkie naczynia wytłukę?
-Takie złote rączki miałyby coś potłuc? A nawet jeśli, to tylko na szczęście – roześmiał się – No już, wsiadaj – powiedział i otworzył mi drzwi.
Westchnęłam ciężko, lecz nie na tyle, by mój szef mógł to wyczuć i się na mnie pogniewać. Ostatecznie zaśmiałam się, zgasiłam kiepa i wsiadłam do samochodu. Droga nie była długa, ale znalazło się trochę czasu, by po raz kolejny zacząć mnie namawiać na kawę.
-Mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszej kawie – zaczął niezwykle subtelnie. 
-Mam nadzieję, że pamiętasz, że niczego ci nie obiecałam. Powiedziałam, że może znajdę czas - odgryzłam się. 
-Zatem mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie chwilę – spojrzał na mnie zalotnie, a ja w radiu usłyszałam w tym momencie pierwsze słowa Anarchy in the UK. Postanowiłam więc podgłośnić radio i śpiewać. Erick zaśmiał się wdzięcznie, pokręcił głową z niedowierzaniem, ale ostatecznie sam się dołączył i podśpiewywał. Piosenka skończyła się idealnie w momencie, kiedy podjechaliśmy pod bar. Rozpięłam pasy, Erick wyłączył jeszcze radio i zaczął mi się intensywnie przyglądać. 
-No co? - zapytałam roześmiana.
-Nic, po prostu podoba mi się twoja energia – szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy – Nie daj się prosić. Pójdź ze mną na tę kawę. 
-Niech pomyślę – udałam zamyśloną minę – Wiesz, to zależy, czy mój szef będzie dziś i jutro bardzo upierdliwy i jak bardzo będę tym po prostu zmęczona.
- Myślę, że w tej dziedzinie mogę coś zaradzić.
Erick wpatrywał się w moje usta, czułam ,że jeśli czegoś nie zrobię to spróbuje mnie pocałować. 
-Sprawdźmy to! - wykrzyknęłam entuzjastycznie i pełna energii, ale i pełna strachu wysiadłam z samochodu. Pobiegłam do baru, zastanawiałam się chwilę, czy powinnam poczekać na mojego towarzysza. W drodze postanowiłam jednak, że może to wyglądać dziwnie, jeśli wejdę z szefem. Jakoś nie chciałam plotek już pierwszego dnia w pracy. Zatem dobiegłam do baru i kiedy już chwytałam za klamkę, usłyszałam krzyk Ericka.
-Poczekaj, przyjechaliśmy razem, to razem wejdziemy. Pokażę ci każdy kąt lokalu – dogonił mnie i otworzył mi drzwi do środka.
-Spokojnie, Maggie już mi większość pokazała – starałam się odwieść Ericka od szalonego pomysłu towarzyszenia mi przez cały dzień.
Weszłam do środka, a on był tuż za mną. Przy barze stała już jedna dziewczyna z fartuchem, z kolei za barem stał chłopak, którego miałam już okazję spotkać. Przy rurach dostrzegłam Mag z jeszcze inną dziewczyną. Obie wspólnie opracowały show. Erick przywitał wszystkich skinieniem głowy, a następnie razem podeszliśmy do baru. Chłopak polerował szklanki, natomiast dziewczyna studiowała menu. 
-Wszystko w porządku, John? - zapytał Erick, przybierając surowy wzrok. 
-Tak, szefie – odparł pewnie po czym przeniósł wzrok na mnie. Chwilę mi się przyglądał, zatem posłałam mu promienny uśmiech, ale on go nie odwzajemnił, a jedynie wrócił do polerowania szkła. Nie potrafiłam go rozgryźć.
-To jest Cami – kontynuował Erick – Od dziś jest naszą nową kelnerką.
Dziewczyna, która stała obok mnie, posłała mi oceniające spojrzenie – zmierzyła mnie nim od góry do dołu. No nie zapowiadało się na to dozgonną i bezinteresowną przyjaźń.
-Ann, pokaż nowej kelnerce co i jak – poinstruował Erick, a dziewczyna przewróciła oczami – A ty Cami, nie daj się rozstawiać po kątach. Tymczasem ja, moje drogie panie, mam trochę papierkowej roboty w gabinecie – pożegnał się i zniknął z na zapleczu. 
-Dobra młoda, ruszamy na wycieczkę – dziewczyna miała bardzo specyficzny, ale bardzo przyjemny, jakby taki śpiewny akcent – Jesteśmy tu kelnerkami. Pracowałaś jako kelnerka? - zapytała, a ja przytaknęłam – To generalnie wiesz, na czym polega robota. Powinnaś wkuć menu. Odpytam cię z niego w przyszłym tygodniu.
Była chłodna i władcza, mówiła szybko, co w połączeniu ze śpiewnym akcentem było dosyć zabawne. Jednak z drugiej strony wcale nie było mi do śmiechu. Wiedziałam, że z dziewczyną nie będzie lekko. Za wszelką cenę chciała mi dać do zrozumienia, że jest górą. Cały czas mówiła i nie miała zamiaru pozwolić mi się wciąć. Zapoznała mnie z całym barem, dzięki niej dowiedziałam się gdzie i co leżało, ponadto poznałam numer każdego stolika. Zajęło nam to trochę czasu, ale w końcu dotarłyśmy do końca. 
-No i na koniec, każdej nocy przychodzą tu tłumy. Nieważne, czy to jest weekend czy środek tygodnia tłumy są większe lub mniejsze, ale to zawsze tłumy. A my kelnerki w tym wszystkim jesteśmy od brudnej roboty. Barmani są bogami, bo nalewają alkohol. Tancerki są boginiami, bo umilają klientom czas, na marginesie niektóre robią to także po pracy. No a my to przynieś, podaj, pozamiataj i niektórzy klienci dają to mocno odczuć - zrobiło się poważnie -a mówię ci to, bo mi nikt tego nie powiedział gdy zaczynałam tu pracę i nie obeszło się bez drobnych nieprzyjemności na początku.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy, którą postanowiłam przerwać, by rozluźnić atmosferę. 
-Myślisz że zdążę się jeszcze nauczyć tańca na rurze do następnej zmiany? - zapytałam niby poważnie. 
Ann spojrzała na mnie a potem obie się roześmiałyśmy. 
-To było dobre – przyznała – Może się nawet polubimy. A tak między nami taniec na rurze wcale nie jest taki prosty - znowu się roześmiałyśmy – Dobra, ja lecę, bo powinnam ogarnąć łazienki, a ty w tym czasie rozejrzyj się jeszcze i poczęstuj jednym egzemplarzem menu - powiedziała i pobiegła Ja podeszłam w tym czasie do baru, zgarnęłam jedną kartę i usiadłam przy stoliku. Przeglądałam listę drinków, kiedy dosiadła się do mnie Maggie. Brunetka była bez sił. Nie szła dziewczynom ta próba. Mag była wykończona. Leżała na stoliku i jęczała że ma dosyć. 
-Co jest Meg? – zapytałam, gładząc dziewczynę za rękę. 
-Przecież to kłoda. Widziałaś co się działo?
-Nie patrzyłam. Ann narzuciła mi niezłe tempo zwiedzania – przyznałam. 
-Ann to niezłe ziółko, ale jak trzeba to pomoże i wesprze – wyjaśniła.
-Ma fajny akcent – podekscytowałam się - Nigdy takiego nie słyszałam. Skąd jest? 
-Niezbyt chętnie o tym mówi ale jest z… Rosji? Nie! Z Ukrainy. Tak, z Ukrainy. Władze prześladowały jej rodzinę, więc ona uciekła. I tak naprawdę ma na imię Anjelina – wyjaśniła, a ja zrobiłam szerokie oczy. 
-Ładne imię, ale powód przejazdu straszny. 
-An jest cholernie twarda, ale ma dobre serce. – kontynuowała Mag, a w tym czasie z zaplecza wyszedł Erick i podszedł do naszego stolika. Surowym wzrokiem spojrzał na Maggie. Dziewczyna podniosła się z sofy i ruszyła w kierunku sceny. 
-Zajrzę do was po pracy – dodała na odchodne. Z kolei ja wróciłam do przeglądania karty. Erick nie był zachwycony. Wyrwał mi ją z rąk i siadł naprzeciwko mnie. 
-Jak pierwszy dzień w pracy?
-Całkiem nieźle – odpowiedziałam krótko i na temat.
-To skoro już wiesz wszystko, to chodź, odwiozę cię do domu – zaproponował. 
-W porządku, z wielką chęcią wrócę już do domu – odpowiedziałam, choć w planach miałam spacer. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia. 
-John, za godzinę wpadnie mój wspólnik. Poradzisz sobie, prawda? – upewnił się że może wyjść.
-Jasne – potwierdził chłopak, a my opuściliśmy bar. 
Czułam się trochę niezręcznie, na szczęście w lokalu nie było dużo pracowników, ale bałam się, że jednak pójdzie plotka, jakoby nowa kelnerka była utrzymanką szefa. Starałam się jednak o tym nie myśleć. Postanowiłam skupić się na pracy i na tym, żeby dobrze wykonywać swoją robotę. Wiedziałam, że mam w sobie siłę, by działać. Miałam zamiar pożegnać Ericka i urządzić sobie spacer do domu, aby zapoznać się z okolicą, a i pogoda była tego dnia wręcz wspaniała. Odprowadziłam Ericka do auta. 
-To ja będę lecieć – powiedziałam i już miałam się odwrócić, by odejść, jednak Erick mnie zatrzymał.
-Dokąd? Przecież cię odwiozę.
-Nie trzeba. Przespaceruję się. Jest piękna pogoda – powiedziałam ze szczerym uśmiechem – Chcę lepiej poznać okolicę – dodałam szybko.
-No dobrze, ale jutro wieczorem kawa, tak? – wciąż naciskał.
-No nie wiem, nie wiem. Miałeś mi pokazać każdy zakamarek baru, a ty tymczasem zniknąłeś na zapleczu – postanowiłam się z nim podroczyć – Zawiodłeś mnie.
-Przepraszam cię, ale miałem trochę dokumentów do wypełnienia. Nie gniewaj się – podniósł moją dłoń i złożył na niej pocałunek – Poza tym zostawiłem cię w najlepszych rękach.
-No jasne – przewróciłam oczami. 
-To jak z tą kawą? 
-Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś strasznie natrętny? – zapytałam uszczypliwie, a on jedynie wzruszył ramionami – Ale niech ci będzie.
-To przyjadę jutro po ciebie o 18:00. Na razie – pocałował mnie w policzek i wsiadł do samochodu, po czym odjechał. 
W końcu pozbyłam się tego faceta, zostałam sama na parkingu. Wyjęłam z mojej torby okulary przeciwsłoneczne i mogłam ruszać na mój wymarzony spacer do domu. Szłam wielkimi ulicami, mijałam tłumy ludzi i czułam ogromną satysfakcję, bo w końcu tak bardzo marzyłam o tym mieście. W tym momencie przyszedł mi do głowy szalony pomysł, na który napaliłam się tak bardzo, że resztę drogi do domu przebiegłam. Kiedy się zatrzymałam, przypomniałam sobie, dlaczego nie lubię biegać. Wzięłam kilka głębokich wdechów i w dobrym humorze weszłam do środka. Zastałam Lilia i Thony’ego rozwalonych na sofie. Postanowiłam do nich dołączyć, rzucając się na nich. Nastąpiła fala krzyków, śmiechów i łaskotek. 
-Cami, jak pierwszy dzień w pracy? - zapytał Thony.
-Dobrze – odpowiedziałam -  Zaskakująco w porządku.
-Kochana, czy ja dobrze widziałam, że Erick rano po ciebie przyjechał? - dopytywała Lili.
-Ciszej! – zganiłam ją. 
-Spokojnie. Williama i Jeffa nie ma w domu. Więc? - była wścibska. 
-Przyjechał, bo to on miał mnie wprowadzić w pracy – pokazałam Rudej język – A gdzie są  Jeff  i William? – zapytałam szybko, by zmienić temat.

-William poszedł się rozejrzeć, a Jeff… No jak to Jeff, nic nikomu nie powiedział, po prostu wyszedł tajemniczy jak zawsze – wyjaśniła Lilian.
Nagle jak na zawołanie do domu wszedł William, ciągnąc ze sobą komodę. Nawet nie brzydką - ciemne drewno. Wszyscy przyglądaliśmy się Rudemu ze zdziwieniem. Zastanawialiśmy się, skąd Will wytrzasnął ten mebel.
-Co mi się tak przyglądacie? – zapytał ironicznie – W jednym z pokoi nie ma nic, a trzeba zacząć się jakoś urządzać, prawda? 
Wszyscy zgodnie przytaknęli, a Rudy zajął się dalszym transportem mebla.
-Młody, nie siedź tak tylko mi pomóż. Jest cholernie ciężkie, a już trochę to ciągnę.
Thony roześmiał się i podniósł z kanapy. Chłopaki wspólnie dotransportowali mebel na miejsce, a ja i Ruda kibicowałyśmy im z całych sił. Sporo było w tym wszystkim śmiechu i zabawy. Dykta na tyle komody okazała się nie być w całości, ale szuflady w zasadzie działały bez zarzutu. 
-Dobra kobieto, zrób mi kawę, proszę – poprosił na koniec Rudy, a ja jako dobra przyjaciółka, która nie chciała wszczynać kłótni, ruszyłam do kuchni. Zrobiłam wszystkim kawę i tak rozsiedliśmy się w salonie. Thony siedział w fotelu, a nasza trójka zajęła sofę. 
-Dobra braciszku – zaczęła Lilian – Skąd wytrzasnąłeś tę komodę? 
-Czy to ważne? – zbagatelizował pytanie. 
-William… – naciskała Ruda.
-Wielkie mi co. Ktoś ją wyrzucił, stała na ulicy, to pomyślałem że się nią zaopiekuję – wszyscy się roześmiali – A właśnie, Cami, słoneczko, jak pierwszy dzień w pracy? – zwrócił się do mnie Rudy, obejmując mnie ramieniem.
-Ty chyba naprawdę zmęczyłeś się dźwiganiem tej komody - zaśmiałam się, ale postanowiłam pograć w tę grę i potrzebowałam odrobiny czułości od przyjaciół, więc wtuliłam się w Rudego. 
-Dzień minął mi zadziwiająco dobrze. 
-Cieszę się – przyznał, chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale do domu jak burza wpadła Maggie.
-Cześć, moje świeżo upieczone aniołki – wykrzyknęła, po czym wpadła do salonu – Padam z nóg. Młody, ustąp miejsca starszej koleżance.
Thony wstał ochoczo i popędził do kuchni po krzesło. Maggie rozłożyła się na fotelu i przymknęła oczy. 
-Ciężki dzień? – dopytał Thony z nadzieją na dłuższą opowieść i nie zawiódł się. 
-Ćwiczyłam dziś układ z nową dziewczyną. Moja poprzednia partnerka skręciła kostkę i wypadła na jakiś czas. Ugh…  Ale ta laska, z którą mam tańczyć, to jakiś dramat. Sztywna jak kłoda.
-Może trzeba ją po prostu rozruszać? -zaproponował William.
-No to przecież cały dzień próbowałam! – krzyknęła zrezygnowana Mag.
-Może chodzi o inne rozruszanie – Will poruszył wymownie brwiami – Mogę w tym pomóc – zaoferował się ochoczo Rudzielec, a ja i Lilian przewróciłyśmy oczami.
-Cokolwiek, byle by pomogło. Potrzebuję czegoś, żeby zapomnieć, wyłączyć się.
-Imprezy? – wtrąciłam się w jej proces myślowy. 
-Oj tak… 
-To się świetnie składa – zapaliła się we mnie energia – Pomyślałam, że może warto jakoś przywitać nasz nowy dom. 
Wszyscy się zapali, moim współlokatorom spodobał się mój pomysł. 
-To genialne! – wykrzyknęła uradowana Lilian. 
-Wiecie, że to ryzykowne? Jak muzyka rozniesie się po okolicy, to będziecie mieli tłum ludzi w domu – ostrzegła nas Mag, ale w jej oku dostrzegłam charakterystyczny błysk podekscytowania 
-Chyba o co tam chodzi, prawda? – zapytałam ironicznie – W domu i tak nie ma co zniszczyć. 
-Ale wpuszczamy tylko z butelką wkupnego – dodał William. 
-Czyli mam dzwonić po znajomych? – zapytała Mag.
-No jasne! – wykrzyknęliśmy uradowani.