wtorek, 22 września 2020

[II/GN'R #7] "But I can't stop thinkin' 'bout seein' ya one more time"


Camille:

Udało się! Dostałam pracę! Weszłam do naszego nowego domu razem z Erickiem. Przywitaliśmy domowników, którzy byli zaskoczeni, widząc nas razem w drzwiach. Will zmierzył gościa wzrokiem od góry do dołu i uśmiechnął się kpiąco, w czym zawtórował mu chyba nie do końca świadomy wczorajszych wydarzeń Isbell. Posłałam wszystkim ciepły uśmiech. Rozsiedliśmy się wszyscy w salonie. Erick jeszcze raz przedstawił wszystkim krótko warunki umowy, a ja złożyłam na umowie swój podpis. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Od tego momentu mieliśmy już w LA kawałek domu. Erick wyciągnął jeszcze kawałek kartki i nabazgrał na niej szybko dwa numery telefonu.
-Ten pierwszy jest mój, a ten drugi wasz - poinstruował.
-Jak to nasz? - zapytała Lilian - Mamy tu telefon?
-Tak, w korytarzu, za wieszakiem. Nie znaleźliście go jeszcze? - zapytał rozbawiony, a my pokręciliśmy głowami - To macie telefon.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, oprócz Willa, który stał w kącie cicho zupełnie jak nie on.
-W razie jakichkolwiek pytań, dzwońcie. Z przyjemnością udzielę wam wszelkich informacji - Erick zebrał dokumenty i zaczął kierować się do wyjścia. Ja zerwałam się z podłogi i podążyłam za właścicielem.
-Erick, poczekaj, odprowadzę cię, zostawiłam u ciebie w aucie torbę - i wyszliśmy razem na zewnątrz.
Staliśmy przy samochodzie. Odzyskałam torbę i już miałam wracać do środka, gdy Erick złapał mój nadgarstek.
-Poczekaj, może umówilibyśmy się na kawę? Co ty na to? - zapytał z zalotnym uśmiechem na ustach.
-Chyba mi nie wypada - odparłam niby niepewne, a jednak cały czas wbijałam w niego spojrzenie pełne zainteresowana.
-Niby dlaczego? - zapytał jakby kompletnie nie wiedział, o czym mówię.
-Bo tak - pokazałam mu język - Daj mi trochę popracować, potem będziemy rozmawiać na ten temat - zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam już do domu.
-W takim razie wpadnę po ciebie pojutrze, akurat przypadkiem wiem, że masz wolny wieczór! - krzyknął, gdy byłam już w połowie drogi do hellhouse.
-Jesteś niezwykle pewny siebie - również zaczęłam krzyczeć i się z nim drażnić - Zadzwoń, może uda mi się cię gdzieś wcisnąć w mój grafik.
Erick wsiadł do auta i odjechał, a ja w końcu naprawdę ruszyłam do domu z uśmiechem na twarzy. Na werandzie dostrzegłam Will'a. Chłopak palił papierosa i przyglądał mi się wnikliwie, a gdy byłam już blisko domu, wyszedł mi naprzeciw. Był zły, jego mina wróżyła kłótnię. Zaczynałam się powoli bać. Chłopak miał dłonie ściśnięte w pięści. Stanęliśmy naprzeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Nie odzywałam się, bo nie chciałam zaczynać tej dyskusji. Miałam tylko nadzieję, że chłopak rzuci jakąś kąśliwą uwagę i zejdzie mi z drogi. Nic bardziej mylnego.
-Co to miało być? - zapytał zdenerwowany.
-Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odparłam równie zirytowana.
-Flirtowałaś z nim - warknął - Czy ty zwariowałaś? To właściciel naszego mieszkania i do tego gość jest dwa razy starszy od ciebie.
-Od kiedy ty jesteś taki troskliwy, co? - mówiłam równie zła - Dla twojej szanownej informacji: to nie ja z nim flirtowałam, tylko on ze mną. A po drugie, to nie masz jebanego prawa wpieprzać się w moje życie osobiste! Dotarło, panie Rose? - skończyłam krzyczeć, wtykając mu palec w klatkę piersiową.
Potem ominęłam lekko zszokowanego Rudego i weszłam do środka, trzaskając drzwiami. Pobiegłam na piętro i zamknęłam się w jednym z pokojów. Położyłam się na materacu i starałam się wyłączyć myślenie, co jednak nie było takie proste. Twarz Rudego cały czas siedziała w mojej głowie, a głos Ericka i głos Will'a przeplatały się w moich uszach. Odganiałam od siebie natrętne myśli, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Cami... - to był Rudy, zaczął delikatnie, ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc odpowiedziałam milczeniem, co chyba go odrobinę zdenerwowało - Do kurwy nędzy musimy o tym pogadać! - zaczął krzyczeć.
-Porozmawiamy dopiero, gdy się uspokoisz, a póki co... Spierdalaj, Rose!
Chłopak uderzył pięścią w drzwi, ale w końcu odpuścił i poszedł sobie. Odetchnęłam z ulgą, chciałam spokoju. Wyjęłam z torby paczkę czerwonych Marlboro i zapaliłam, aby się choć trochę zrelaksować. Przyjemne uczucie zaczęło wypełniać moje płuca. Właśnie tego potrzebowałam. Gdy byłam w połowie papierosa, znowu usłyszałam pukanie do drzwi. W jednej chwili cała agresja wróciła. Posłałam drzwiom mordercze spojrzenie.
-Czego nie zrozumiałeś w moim serdecznym "Spierdalaj"?! - krzyknęłam i ruszyłam w stronę drzwi, aby skonfrontować się z Rudym. Z impetem otworzyłam drzwi, ale po drugiej stronie nie ujrzałam Will'a. Stała przede mną Lilian i błagalnym wzrokiem prosiła o wyjaśnienie. Zaprosiłam ją do środka i zamknęłam za nią drzwi. Usiadłam na materacu, kończyłam papierosa i czekałam aż Ruda zada mi jakieś pytanie. Ona wpatrywała się we mnie dość niepewnie, ale w końcu przemówiła.
-Cami, co jest? - takie kurwa konkretne pytanie. I co ja miałam na to odpowiedzieć?
-Nie wiem, o co chodzi twojemu bratu - odburknęłam i zgasiłam kiepa.
-Martwi się o ciebie -powiedziała z troską.
-Ale przecież nie ma o co.
-Cami, dopiero tu przyjechaliśmy, nikogo nie znamy, a ty dziś wróciłaś z tym gościem autem. Jak to się w ogóle stało? Mówiłaś, że się z nim nie umówisz.
-Ugh...Lili... To był przypadek. Wcale nie miałam zamiaru się z nim spotykać - wyjęczałam.
-To co się w ogóle stało? - dopytywała Ruda.
-Mam zacząć od początku? - zapytałam, a dziewczyna przytaknęła - Poszłam z Mag do pracy, ona wprowadziła mnie od razu na zaplecze. I wiesz kogo tam zobaczyłam? - dziewczyna pokręciła przecząco głową -Z gabinetu szefa wyszedł Erick - Ruda otworzyła szeroko oczy - Okazało się, że jest udziałowcem, współwłaścicielem. Rozumiesz?
-Żartujesz...
-A czy brzmię, jakbym żartowała? Pogadałam z tym szefem, dostałam pracę, a Erick czekał na mnie na zewnątrz, a potem zaproponował, że odwiezie mnie tutaj i przy okazji podpiszemy umowę - wzruszyłam ramionami.
-To wszystko? - zapytała Ruda.
-No, w zasadzie tak. Przywiózł mnie tutaj, po drodze był bardzo kulturalny. Niczego mu nie mogę zarzucić - wyjęczałam.
-To o co chodzi mojemu bratu? - zapytała jakby nie rozumiała sytuacji - Co się, kurwa, stało na zewnątrz?
Westchnęłam ciężko nim zebrałam myśli.
-Flirtował ze mną. Chciał się umówić na kawę.
-Pomijając fakt, że dopiero tu przyjechaliśmy. Jeżeli gość jest mega kulturalny i, umówmy się, mega przystojny, to źle, że chciał iść z tobą na kawę? - Ruda dopytywała naiwnie.
-No tak. Bo ja teraz nie mam ruchu. Kumasz?
-Chyba nie do końca - dziewczyna spoglądała na mnie niewinnie.
-Ugh... Bo ja teraz nie wiem, czy dostałam tę pracę, bo zrobiłam dobre wrażenie czy ze względu na Ericka - powiedziałam najjaśniej, jak się tylko dało.
-Rozumiem - Ruda zamyśliła się na chwilę - Ale co ma do tego mój brat?
-Też chciałabym wiedzieć, Lilian. Uwierz mi  - z bezsilności opadłam na materac, a Ruda za chwilę zajęła miejsce obok mnie.
-Mag wiedziała o Ericku? - zapytała.
-Twierdzi, że nie. Mówi, że współwłaściciel rzadko tam zaglądał, a ona pracuje tam od nie tak dawna i tylko słyszała o współwłaścicielu - odpowiedziałam z niezwykłym mętlikiem w głowie.
-To  skąd właściwie wiedziała o tym miejscu?
-Mają w pracy taką tablicę na zapleczu i ponoć tam był numer i adres - powtórzyłam wyjaśnienia Mag.
-To w zasadzie ma sens - Ruda wzruszyła ramionami - Powinnaś pogadać o tym z moim bratem - dodała po chwili namysłu.
-Nie pogadam z nim, dopóki się nie uspokoi. Odkąd tu jesteśmy, patrzy na mnie tak, jakby chciał mnie co najmniej zabić - podniosłam się z materaca i usiadłam.
-On się o ciebie martwi, Cami - Ruda wstała i podeszła do drzwi - Zachowuje się tak, kiedy mu na kimś zależy. Przemyśl to - rzuciła i wyszła z pokoju, zostawiając mnie z moimi myślami.
Wiedziałam, że ta sytuacja nie była dobra dla mnie samej i powinnam to była jakoś załatwić, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwiało Rudego. On nie miał prawa wpieprzać się w moje życie. Moje myśli skakały pomiędzy przyznaniem Rudemu racji, a kompletnym zaprzeczeniem i totalnie nie wiedziałam, co powinnam była zrobić. Leżałam na materacu i starałam się wszystko zracjonalizować. Myślami odpłynęłam do Lafayette, aby się uspokoić. Myślałam o moim bracie, o Rayu, o wszystkich śmiesznych i trudnych sytuacjach, jakie przytrafiały się naszej paczce. Nawet nie wiem, kiedy zdążyłam zasnąć. Obudziłam się jakiś czas później, słońce zbliżało się już do linii horyzontu. Ja byłam bardziej spokojna. Wyszłam z pokoju. Pewna część mnie miała nadzieję, że nie spotkam Rudego, a inna część chciała wyjaśnić tę sytuację. Ostatnia część myślała tylko o znalezieniu butelki wody. Zeszłam do kuchni i byłam mile zaskoczona, że moi przyjaciele zdążyli już tam zrobić generalne porządki. Złapałam butelkę, która stała na parapecie, wypiłam jej zawartość i skierowałam się do łazienki, aby się ogarnąć. Umyłam twarz, związałam włosy w kok i przyglądałam się swojej twarzy w lustrze, gdy ktoś wparował do pomieszczenia. A nie... To nie był ktoś... To był szanowny pan Rose.
-Wybacz, ja nie chciałem - powiedział lekko speszony, gdy dostrzegł mnie nad umywalką.
-Zamek nie działa - powiedziałam chłodno.
-Tak, wiem. Naprawię go jutro - powiedział nieco  zdezorientowany.
-Dzięki - odparłam.
-Cami, możemy pogadać? - zapytał, patrząc mi w oczy.
-Tak, chyba powinniśmy coś sobie wyjaśnić.
-Pójdziemy na górę? - zapytał, a ja przytaknęłam.
No i poszliśmy do pokoju,w którym zdążyłam już płakać, narzekać Lilian i spać.