sobota, 13 maja 2017

[GN'R #19] "Chodź, nie pierdol"

Z pamiętnika Lilian Amy Bailey



15 VIII 1982

Lilian:

Ten dzień spędzałam, leżąc w pokoju z ciekawą książką w dłoniach. William natomiast po raz kolejny przebywał poza domem. Powoli zaczynało mnie to irytować. Jeffrey i Will zajmowali się własnymi sprawami, nie było ich całymi dniami w domu, Camille wciąż przebywała u babci, a Raya dopadła depresja. Brakowało mi wokół tych ludzi. Nie było ich, kiedy ich naprawdę potrzebowałam. Czułam się osamotniona. Każde z nas tkwiło we własnym świecie, miało własne dylematy i problemy, a równocześnie każde z nas potrzebowało wsparcia i obecności pozostałych. Nagle do mojego pokoju wszedł Will.
-Zbieraj się, mała.
Spojrzałam na mojego brata, jak na kompletnego idiotę. Ja sobie leżałam cały dzień w mojej słodkiej piżamce, a on mi tu wyskakuje z takim tekstem?
-Kurwa, zbieraj się, nie mamy czasu -zirytował się – Mam dość patrzenia w twoje zapłakane oczy, musimy cię trochę rozerwać – dodał już łagodnym tonem.
-Nie chcę się rozrywać... Nie jest mi do śmiechu, daj mi po prostu odpocząć.
-Chodź, nie pierdol.
Mając przed sobą wkurzoną minę mojego brata, odłożyłam książkę, podniosłam się z łóżka i skierowałam do łazienki. Ubrałam się, włosy związałam w luźny kok i znów nie robiąc makijażu, wyszłam z łazienki. Jeffrey czekał na nas na dole. Ucieszyłam się na jego widok, w końcu już przez kilka dni się nie widzieliśmy. Przytuliłam się do bruneta, a na moją twarz wstąpił uśmiech. Spacerowaliśmy więc ulicami naszego miasta. Droga, którą chłopaki mnie wiedli, nie mówiła mi nic. Miałam wrażenie, że specjalnie prowadzą mnie bardzo skomplikowaną trasą tylko po to, abym nie poznała, gdzie się właściwie znajduję i dokąd zmierzamy.
-William, rozmawiałeś z Rayem? - zapytałam.
-Tak. Chyba nawet trochę przemówiłem mu do rozsądku.
-Dziękuję.
-To on powinien mi dziękować. - Will posłał mi słodki uśmiech, dawno się tak nie uśmiechał.
Szliśmy tak i szliśmy, po długim spacerze wyszliśmy z tych zakamarków do głównej ulicy. Tam ujrzałam bar, do którego zwykle zaglądaliśmy, tam właśnie pracowała Camille. Naprawdę nie miałam ochoty na przebywanie w tym miejscu, także na widok tego budynku skrzywiłam się. Chłopaki natychmiast dostrzegli moją minę i obu ich ona rozbawiła. Moi przyjaciele chyba poczuli, że mam ochotę prysnąć, bowiem złapali mnie pod ręce i skierowali się do wejścia. Przekroczyliśmy próg baru i zajęliśmy miejsce przy stoliku w kącie. Zawsze tam siadaliśmy, stamtąd był idealny widok na resztę klubu. Jeffrey i William znów gdzieś poszli, twierdząc, że chcą zamówić coś do picia, ale jakoś nagle straciłam ich z oczu. Nagle na zapleczu usłyszałam spontaniczny krzyk, a po chwili wrócili moi przyjaciele. Czekaliśmy na nasze zamówienie. Chwilę to trwało, ale w końcu pojawiła się kelnerka, zbierała z lady nasze zamówienie i jako swój cel obrała nasz stolik, ja w tym czasie oparłam głowę o ramię brata i zmęczona przymknęłam oczy.
-Dla panów piwo, a dla pani sok pomarańczowy.
-Jak to sok? - natychmiast otworzyłam oczy i już chciałam kłócić się z kelnerką i z moim bratem, bo to na pewno on był odpowiedzialny za ten sok, ale wreszcie przyjrzałam się kelnerce i zamurowało mnie.
-Camille!
-Lili!
Nie mogłam w to uwierzyć, stałam w barze i ściskałam moją przyjaciółkę. Bardzo się za nią stęskniłam i nareszcie mogłam ją do siebie mocno przytulić, porozmawiać, opowiedzieć, co działo się przez ten czas jej nieobecności. Potrzebowałam jej obok siebie.
-Jak babcia? - zapytałam.
-Lepiej. Dzięki, że pytasz - posłała mi swój słodki uśmiech – William, za kilka dni możemy ruszać.
Will pokiwał twierdząco głową i pogrążył się w swoich myślach.
-Jak to ruszać? Dokąd? - dopytywałam.
-Chłopaki nic ci nie powiedzieli? - zapytała zdziwiona Camille.
-Nie – odparłam.
-William, w co ty grasz, dlaczego nie uświadomiłeś siostry? - obarczyła go przeszywającym spojrzeniem.
-W nic nie gram, to po prostu miała być niespodzianka – odparł – Którą zjebałaś – dodał.
Camille pokazała Rudemu język i szybko zmieniła temat. Ja nie przejęłam się specjalnie całym tym wyjazdem, byłam przekonana, że znów chodzi o coś związanego z tym dużym zamówieniem. Bardziej interesowała mnie obecność mojej przyjaciółki, poklepałam miejsce na kanapie, prosząc, aby usiadła obok mnie. Dziewczyny nie trzeba było prosić dwa razy, natychmiast zajęła wolne miejsce.
-Powiedzcie co słychać u was. Lili? - posłała mi pytające spojrzenie.
-Nic takiego – odpowiedziałam niby obojętnym tonem głosu.
W tej wypowiedzi miałam jednak konkretny cel. Starałam się dać znać mojej przyjaciółce, że wolę pogadać z nią w cztery oczy. Zdawanie relacji z moich schadzek z Michaelem raczej mogło ominąć Willa i Jeffa. Przecież chyba nie interesowałoby ich słuchanie tych słodkich głupot. To siedziało w mojej głowie tyle czasu i już mnie zaczynało powoli od tego mdlić, oni by tego nie wytrzymali, a jednak musiałam się tym z kimś podzielić. William musiał się jednak wtrącić.
-Nic takiego?! Przespanie się z gościem z Seattle i postawienie mnie w tak dwuznacznej sytuacji nazywasz „niczym takim”? Zadzwonię do Mike'a. Zobaczymy, jak się z tego wytłumaczysz.
-Czekaj... - Cami przetwarza dane - ...przespałaś się z kimś i to jeszcze z kimś z Seattle?
Zrobiłam się czerwona jak burak. Dlaczego mówili o tym tak głośno? Ludzie z innego stolika spojrzeli w moim kierunku. Nie mogłam się już pozbyć tego ciążącego na mnie uczucia, że ktoś cały czas mi się przygląda.
-Moment. William, przespała się? To była jednorazowa przygoda? Może raczej się z nim kochała? Myślę, że to pojęcie będzie jej łatwiej zaakceptować. - kontynuowała Camille.
-Chyba masz rację. - mój brat przybrał głupawy uśmiech.
-Lili, z kim się kochałaś? Dlaczego trzymasz mnie w tej nieświadomości? Ja przecież zaraz eksploduję!
„Ja też eksploduję, jeśli się nie przymkniecie”- pomyślałam. Cały czas krzyczeli. Moja twarz nie była już czerwona, była fioletowa, przysięgam. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię albo przynajmniej wczłapać pod klubowy stolik. W tamtej chwili zrobiłabym wszystko, aby tylko uniknąć tych wścibskich spojrzeń z innych stolików. To prawda, że ludzi nie było dużo, ale wszyscy obecni już mi się przyglądali. Powoli zaczęłam osuwać się na klubowej kanapie, próbując stać się choć odrobinę mniej widoczną.
-Lilian, odezwij się. - potrząsnęła mną Camille.
-Czy musicie się tak drzeć? Naprawdę nie mogliśmy o tym porozmawiać w domu? - zapytałam z wyrzutem.
-Wiesz siostrzyczko, sama się o to prosiłaś. Ty odczuwałaś wówczas podniecenie, a nam daj się chociaż trochę pośmiać, chyba należy mi się po tym, co zobaczyłem.
-Co zobaczyłeś? - dopytywała Cami – No powiedzcie coś, bo zwariuję.
William i Jeff zaczęli się śmiać, a Cami przyglądał mi się z wyczekiwaniem. Fajnie, że mieli ubaw z doprowadzania mnie do szału, mi jednak nie było do śmiechu. To była dla mnie bardzo intymna sytuacja. Pewnie śmiałabym się z tego wszystkiego, gdybyśmy byli w domowym zaciszu, gdzieś, gdzie nie przyglądaliby mi się obcy ludzie. Cała fioletowa wstałam i skierowałam się na zaplecze. Nikogo tam nie zdziwił mój widok, przecież już wcześniej dzięki Cami byłam stałym bywalcem zaplecza. Stanęłam przy telefonie i wykręciłam numer do Mike'a. Jednak głos, który usłyszałam w słuchawce z całą pewnością nie należał do mojego ukochanego.
-Halo?
-Mogę rozmawiać z Michaelem?
-Nie.
-A kiedy będę mogła zadzwonić?
-Nie wiem, od rana go nie ma. Tym lepiej dla mnie, mniejsza kolejka do łazienki. Łapiesz, nie? - zaśmiał się głupkowato.
-Ta, jasne, rozumiem. Jak go zobaczysz, powiedz, że dzwoniła Lilian.
-Ta, przemyślę to. - odłożył słuchawkę.
Domyśliłam się, że był to jeden z jego braci. Przyznam, że zaczynałam się martwić. Dzwoniłam do niego dzień wcześniej i także go nie zastałam. Usiadłam pod ścianą i podciągnęłam kolana pod brodę. Starałam się uspokoić, zaczęłam analizować całą sytuację, może miał coś ważnego do zrobienia, wychodził rano, wracał późno i nie chciał rozmawiać po nocach lub mnie budzić. Utożsamiłam jego zachowanie z obecną rutyną Willa. Nagle zobaczyłam nad sobą Cami.
-Ej, wszystko gra? - zapytała, kucając przy mnie.
-Jasne – westchnęłam.
-Nie chcieliśmy, abyś się na nas złościła.
-Nie złoszczę się. Po prostu jest mi głupio. Widzieliście te wszystkie spojrzenia skierowane na nasz stolik, skierowane na mnie?
-Przepraszam, to sprawa intymna, nie powinniśmy. Ale ej, pierdol tych ludzi. Wróć tam, pokaż im środkowy palec i po prostu wypij swój sok.
-Wiesz co? - obdarzyłam ją rozbawionym spojrzeniem – Wsadź sobie w dupę ten sok.
-Ale to nie jest zwykły sok. To sok z alkoholową niespodzianką!
-To zmienia postać rzeczy. Idziemy pić sok. - wstałam, złapałam Cami pod rękę i wróciłyśmy do stolika. Tam zastałyśmy Willa i Jeffa ze skruszonymi minami. Posłałam im uśmiech i wszystko wróciło do normy. Siedzieliśmy przy stoliku, żartowaliśmy i zaczęliśmy planować nasz wieczór, trzeba było uczcić powrót Cami. Dziewczyna od czasu do czasu musiała obsługiwać jakiś stolik, jednak nie oszukujmy się, w takim klubie w niedzielę nie przesiaduje zbyt wielu ludzi. Opuściliśmy klub, gdy zmiana Cami dobiegła końca. Naszym celem stał się dom Jeffa. Szliśmy wolno, rozkoszowaliśmy się każdym wspólnie postawionym krokiem. Po mieście nie przechadzało się już zbyt wielu ludzi. Zza rogu wyłoniła się jednak znajoma twarz. Był to Ray. Na widok Cami chłopak uśmiechnął się szeroko, a w jego oku ponownie dojrzałam charakterystyczny błysk. Ucieszył się, gdy ją zobaczył, to pewne. Tęsknił za nią. Cami nie czekała długo, ujrzawszy chłopaka, rzuciła mu się na szyję. Byli słodcy jak przyjaciel z przyjaciółką. Nie widzieli się przecież bardzo długo. Trwali tak chwilę w objęciu do momentu, w którym Will głośno chrząknął, ponieważ powoli cała sytuacja stawała się dość kłopotliwa.
-Cami, kiedy wróciłaś? - zapytał.
-Dzisiaj. -odparła z szerokim uśmiechem na ustach.
Ray posłał mojemu bratu mordercze spojrzenie.
-No przecież mówiłem ci, że wraca. - Will podniósł ręce w geście obronnym.
-Ale nie mówiłeś, że dzisiaj... - westchnął – Dokąd zmierzacie? - zapytał.
-Do Jeffa – odpowiedziała Cami – Pójdziesz z nami?
-Chciałbym, ale chłopaki czekają w garażu. Może wy zmienicie plany i wpadniecie?
-Przepraszam Ray, ale jestem naprawdę zmęczona. To był długi dzień. Podróż i jeszcze od razu zmiana w pracy. Wolałabym odpocząć w domowym zaciszu niż imprezować z twoimi koleżkami. - opowiedziała ze smutkiem w głosie Cami.
-Nic nie szkodzi. Odpocznij. Wszyscy odpocznijcie. Na razie!
Chłopak przytulił mnie i Cami na pożegnanie, a potem zniknął za kolejnym rogiem. Droga do Jeffa nie była aż tak długa wobec tego po chwili dotarliśmy na miejsce. Było tam pusto. Znowu. Will i Jeff gdzieś zniknęli. Po raz kolejny ich zamówienie zajęło ich głowy. Ja i Cami zajęłyśmy się przygotowaniem herbaty. Byłyśmy same, w końcu mogłyśmy porozmawiać. Potrzebowałam tego jak tlenu i w końcu Camille sprowokowała rozmowę na ten temat.
-To opowiesz mi w końcu o tym księciu z bajki? - zapytała.
Przedstawiłam przyjaciółce sylwetkę Mike'a. Dziewczyna była pod wrażeniem. Seattle, muzyk, gitara, bas, perkusja, wysoki, blondyn, orzechowe oczy. No powiedzcie mi, czy to nie jest marzenie każdej dziewczyny? Potem przeszłam do szczegółów dotyczących naszego spotkania. Szatynkę cała ta otoczka (poligon, siniaki po pierwszej tam bójce) niesamowicie bawiła. Stwierdziła, że to musi być przeznaczenie, bo niby co innego. Opowiadałam jej wszystko, co wydarzyło się dalej. Nasz wyścig i to, że Mike zaniósł mnie do lekarza, nasz duży konkurs i wspólną wartę. Nie pominęłam oczywiście w swojej opowieści roli Willa, który starał się odstraszyć blondyna, bo tak bardzo mój braciszek starał się mnie chronić. Potem opowiedziałam o zakończeniu poligonu i przeszłam do momentu, w którym McKagan przyjechał do Lafayette, bo tak bardzo za mną tęsknił. Wtedy przeszłam do tego, co najbardziej ją interesowało. Wiedziała, że był to mój pierwszy raz i dlatego tak bardzo interesowało ją, w jaki sposób całość przebiegła. Nie wdawałam się jednak w szczegóły, choć dziewczyna nie dawała się tak łatwo zbyć. Dopytywała o każdą najdrobniejszą rzecz. „A gdzie cię całował? Od czego zaczął? Zwinne ma palce? A język?”-pytała. Myślałam, że uduszę własną przyjaciółkę. Rozumiem, że chciała wiedzieć dosłownie wszystko, ale to chyba drobna przesada. Dość zwinnie unikałam pytań i w końcu przeszłam do najzabawniejszego akcentu, czyli do momentu, w którym to Will wkroczył do mojego pokoju bez pukania, gdy ja i Mike rozkoszowaliśmy się sobą nawzajem, leżąc wspólnie w łóżku. Wcale się nie pomyliłam. Dziewczyna zaniosła się głośnym śmiechem. Było to dla niej niesamowicie zabawne, dla mnie w sumie też. W końcu pojawili się chłopcy.
-Z czego się tak śmiejecie? - zapytał Jeff.
-Lili właśnie mi opowiedziała, jak to Will wszedł do jej pokoju tuż po.
Jeff również zaniósł się głośnym śmiechem, a mój brat jedynie uśmiechnął się pod nosem. Resztę wieczoru spędziliśmy przed telewizorem, jednak to nie film skupiał naszą uwagę, a rozmowa, którą prowadziliśmy. O wszystkim i o niczym. Dość szybko poszliśmy jednak spać, ponieważ Cami była naprawdę zmęczona.