Z pamiętnika Lilian Amy Bailey:
6 VIII 1982
Z Michaelem zostaliśmy sami w domu. Zrobiłam nam po kubku kawy, włączyłam muzykę i wspólnie leżeliśmy na łóżku prowadząc rozmowę. Chłopak opowiedział mi nieco o swojej rodzinie, jednak to wciąż było bardzo niewiele. Rozwijał się raczej przy tematach związanych z jego pasjami. Opowiadał o jego przygodzie z perkusją i gitarą elektryczną, o tym jak przerzucił się na bas, o jego punkowym stylu życia, o włóczeniu się godzinami po ulicach Seattle. Wszystko to utwierdziło mnie w przekonaniu, że Mike jest człowiekiem niezwykłym. Mocno się do niego przytuliłam. Wszystko działo się bardzo szybko. Całowaliśmy się, z każdą chwilą coraz zachłanniej, a finał sytuacji był chyba każdemu dobrze znany.
...
Byłam zachwycona. Zrobiłam to po raz pierwszy z osobą, którą kochałam ponad wszystko. Leżałam w ramionach Mike'a i czułam się naprawdę wspaniale. Byłam mu bardzo wdzięczna za delikatność i czułość. Widziałam jego uśmiech. Gładził dłonią moje plecy i bawił się kosmykami moich włosów. Ja z kolei błądziłam palcami po jego klatce piersiowej.
-Lili, jak się czujesz? Podobało Ci się?-zadał pytanie.
Doskonale znał odpowiedź. Zapytał mnie dla własnej satysfakcji.
-Wspaniale-odpowiedziałam i z zadziornym uśmieszkiem spojrzałam na Michaela.
Rozkoszowaliśmy się chwilą i sobą nawzajem. Chłopak ucałował czule moje czoło i objął mnie jeszcze mocniej.
Ktoś nam jednak tę wspaniałą chwilę zepsuł. Drzwi do pokoju się otworzyły i stanął w nich William.
-Lili, jesteś tu? Mam do Ciebie sprawę...
Gdy zobaczył mnie i Mike'a w łóżku zaniemówił. Ja z kolei czułam, że cała oblałam się rumieńcem.
-Stary, masz wyczucie czasu. Pukać Cię nie nauczyli?-odezwał się Mike, gdy zauważył moje zmieszanie.
William nie odpowiedział już nic i po prostu wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.
Po tej sytuacji oboje doszliśmy do wniosku, że wypadałoby już wstać. Ja poszłam pod prysznic, a Mike po prostu się ubrał i zszedł na dół.
Michael:
Zszedłem na dół. W odróżnieniu do Lili, nie przejmowałem się Rudym. Zastanie nas w tak jednoznacznej sytuacji było jego winą. Powinien był przecież zapukać. Whatever. W kuchni stał Jeff, podszedłem do szafki, wziąłem butelkę wody i oparłem się o blat.
-Jak było?- padło z ust Jeffrey'a.
-O czym mówisz?-udałem niewinnego.
Hej, moment, ja przecież byłem niewinny. Miłość nie była i nie jest przestępstwem!
-Dobrze wiesz. O Lil, Ciebie i wasz seks- w końcu przeniósł swój wzrok na mnie.
-To nie jest Twoja sprawa-prychnąłem.
Nie miałem zamiaru się nikomu z niczego tłumaczyć, nikomu o niczym opowiadać. Tu nawet nie chodziło o mnie, a o sytuację Lili. Nie chciałem, aby jej przyjaciel patrzył na nią inaczej niż dotychczas.
-Gdzie William?-zapytałem po chwili milczenia.
No dobra, jednak chciałem wiedzieć, co on o tym wszystkim myślał. Lili czuła się głupio, więc jednak czułem wewnętrzną potrzebę wyjaśnienia całej sytuacji.
-Poszedł po fajki-usłyszałem w odpowiedzi.
Na owego Rudzielca wcale nie musiałem długo czekać. Wpadł do domu, oczywiście cholernie na mnie wkurwiony. Jeffrey ewakuował się z kuchni, toteż zostałem sam z Rudym, który myślę, że w tamtej chwili miał ochotę urwać mi jaja za to, że w ogóle dotknąłem jego siostrzyczki. Staliśmy w kuchni naprzeciw sobie. On mierzył mnie swoim podejrzliwym spojrzeniem, a ja zastanawiałem się, jak delikatnie ugryźć temat.
-Stary, wiesz...-zacząłem, jednak Rudy natychmiast mi przerwał.
-Zamknij się! Daj mi, do cholery, zebrać myśli.
Rudy odpalił papierosa i stukał nogą o podłogę. Muszę przyznać, że w tamtej chwili poczułem się zmieszany. Mijały kolejne sekundy, wzrok Rudego stawał się coraz bardziej agresywny, on coraz bardziej nerwowy, a ja coraz bardziej wkurwiony. Serio, miałem dość tej chorej sytuacji. Kurwa, chciałem z nim pogadać, dać do zrozumienia, że nie mam zamiaru zranić jego siostry, ale nie, bo ten idiota musi najpierw zebrać myśli... "Chwila... otworzył usta, chyba zaraz coś powie."
-Posłuchaj, w dupie mam, jak do tego doszło, to nie moja sprawa. Ale Lil ma być szczęśliwa, ona Cię kocha, więc zapamiętaj sobie dobrze, że jeśli skrzywdzisz, zranisz moją małą siostrzyczkę, to znajdę Cię i Cię zabiję. Rozumiesz? - mówił głosem pełnym jadu, dokładnie akcentując każdą sylabę swojej wypowiedzi.
-Ja rozumiem, ale czy Ty potrafisz zrozumieć, że ja nie mam zamiaru krzywdzić Twojej siostry, że ja ją kocham?
-Posłuchaj, lubię Cię, ale z tej rozmowy masz zapamiętać, że jeśli Lil kiedyś przez Ciebie zapłacze, to Ty gorzko tego pożałujesz.
Dobra, w tej chwili w jakimś tam sensie rozumiem, że William martwił się o swoją siostrę, ale wtedy niemiłosiernie wkurwiało mnie jego podejście, jego ton, jego poczucie wyższości, to, że uważał mnie za najgorszego śmiecia, mimo że nie zrobiłem mojej ukochanej nic złego. Miałem ochotę go opierdolić, choć może raczej mu przypierdolić, albo jedno i drugie, ale w tamtym momencie na dół zeszła Lili.
-William, daj już spokój-powiedziała bratu i chwyciła moją dłoń.
-Jasne-prychnął William i skierował się na górę.
-Przepraszam Cię za niego. Daj mi chwilę, muszę z nim pogadać.
Dziewczyna ucałowała mnie w policzek i podążyła za bratem. Ja zaś dołączyłem do Jeffa, który w salonie słuchał muzyki w radio.
William, jak ty się wtedy właściwie czułeś?
William:Szedłem ulicą i myślałem o tym wszystkim. O mojej małej siostrzyczce, której obiecałem , że będę ją chronił zawsze, o Mike'u, o całej sytuacji. Nie potrafiłem pozbyć się sprzed oczu tego obrazu. Cały czas widziałem ten dzień, gdy wraz z Jeffem znaleźliśmy w pokoju nieprzytomną Lil. Pamiętam, jak bardzo się wtedy o nią bałem. Równocześnie w uszach wciąż brzmiały jej słowa z naszej dzisiejszej rozmowy: "Nie ochronisz mnie przed całym złem tego świata. 'Człowiek musi uczyć się na błędach'-znasz to?". W głowie miałem okropny mętlik. Odkąd moja mała siostrzyczka się urodziła, robiłem wszystko, aby była szczęśliwa, starałem się chronić ją przed bólem, wściekłością ojca i obcymi. Tak to wyglądało. Jak Mike mógł zrobić coś takiego. Przecież Lil miała niespełna 17 lat.
Miałem dość, szedłem w stronę garaży, wszedłem do jednego z nich. Tak jak się spodziewałem, zastałem tam Raya. Usiadłem na kanapie i chwyciłem stojącą przede mną butelkę z piwem. Bez słowa wgapiałem się w ścianę, popijając napój. Ray dziwnie mi się przyglądał. Przemówił dopiero po chwili tym swoim przepitym głosem.
-Stary, co się dzieje? Wyglądasz gorzej niż baba w czasie porodu, a wierz mi, byłem, widziałem.
Tak, cały Ray...
-Lilian Amy Bailey-odpowiedziałem.
-Stary, no co? To twoja siostra-wzruszył ramionami.
-Właśnie, moja siostra, powinienem ją bronić, a nie dać posuwać gościowi z Seattle!-wybuchnąłem, wstałem, zacząłem krzyczeć i żywo gestykulować.
-Lilinka się z kimś przespała?-zainteresował go ten temat.
Typowy Ray, tylko on mógł mojej siostrze wymyślić tak beznadziejną ksywkę jak "Lilinka".
-Właśnie, kurwa, stary, przecież ona nie ma nawet siedemnastu lat!-wciąż krzyczałem.
-A Ty ile miałeś, przepraszam. lat, kiedy pierwszy raz posuwałeś tamtą cycatą, jak jej było...
-To coś zupełnie innego!-natychmiast przerwałem Rayowi.
-Innego? Gościu, czy Ty się w ogóle słyszysz? Lilinka jest mądra i nie zrobiłaby tego z kimś przypadkowym.Poza tym, stary, kiedy ona miałaby to zrobić?
-Jak będzie dojrzalsza?-zasugerowałem.
-To ile miałeś lat, bo nie słyszałem?- tym razem nie odpowiedziałem, a puściłem to pytanie mimo uszu-Stary, dążę do tego, że Twoja siostra wyrosła na piękną, młodą kobietę, więc ma prawo podobać się facetom, poza tym jest bardzo inteligentna, więc powinieneś jej zaufać. To, że się z nim kochała, nie znaczy, że da się teraz posuwać wszystkim facetom. Zaufanie, stary.
-Ciekawe ile Ty miałbyś zaufania do swojej siostry, gdybyś wszedł do jej pokoju w tak jednoznacznej sytuacji.-nie dawałem za wygraną.
-Stary, bez jaj, wszedłeś w trakcie?-Ray rechotał jak debil. Gdyby w tym chociaż było coś śmiesznego.
-Niezupełnie, wszedłem, gdy leżeli w łóżku tuż po. Więc co byś zrobił na moim miejscu?
-Na pewno przeprosiłbym siostrę i jej chłopaka, a no i oczywiście poinstruował siostrę na temat zapobiegania wpadce. Przecież nie chcemy, aby nam się dziecinka zaciążyła.
Dobra, przyznam, że ton, jakim to wszystko mówił, sprawił, iż wrócił mi humor.
-'Czerp pełne korzyści, nie znaj smaku konsekwencji'-przytoczyłem słowa jednego wokalisty.
-No właśnie, moje słowa!
Tak, chodziło mi o tego "wokalistę".
-Dzięki, stary-powiedziałem i już chwytałem za klamkę, by wyjść.
-Może jednak mamusia miała rację i powinienem studiować psychologię-położył teatralnie dłoń na podbródku.
-Z pewnością-zadrwiłem i wyszedłem.
Kurde, naprawdę nigdy w życiu nie pomyślałbym, że Ray będzie mi służył radą w takiej sprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli teraz zostawisz komentarz :)