niedziela, 7 sierpnia 2016

[GN'R #13] "Nie interesuje Cię los Adelaide?"


Z pamiętnika Lilian Amy Bailey:

Saul, co było dalej?
Saul:

Po wejściu do mieszkania, Alex wyraźnie posmutniała, nie chciałem zostawiać jej samej. Postanowiłem, że z nią posiedzę, zjedliśmy jogurty, które były w lodówce dziewczyny, a potem włączyłem kasetę Aerosmith. Było już ciemno. Alex stała przy parapecie i przyglądała się gwiazdom. Podszedłem od tyłu, objąłem dziewczynę w tali i złożyłem pocałunek na jej szyi. Uśmiechnęła się delikatnie i choć sam tego nie widziałem, jestem o tym do dziś przekonany. W końcu usłyszałem pierwsze dźwięki Dream On, jednej z ulubionych piosenek dziewczyny. Składałem pocałunki na jej szyi. Alex odwróciła  się twarzą do mnie i wpiła się namiętnie w moje usta. Moje dłonie zjeżdżały po talii dziewczyny w kierunku pośladków. Alex nie protestowała, przesunęliśmy się w stronę łóżka. Pozbawiłem moją dziewczynę bluzki i wylądowaliśmy na łóżku obsypując się nawzajem pocałunkami. Sam zdjąłem swój t-shirt i posłałem Alex pytające spojrzenie.
-Czy ty...-zacząłem-...kiedykolwiek wcześniej...
-Nie Saul-twarz dziewczyny zmieniła się, pochmurniała. Gwałt, ból, który na pewno był z tym związany. Nie chciałem jej do niczego zmuszać.
-Posłuchaj, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości...-podjąłem temat, ale dziewczyna dość szybko mi przerwała.
-Saul, nie mam pojęcia z czym to się je. To, co on mi zrobił było straszne i tak masz rację, mam wątpliwości, ale jednocześnie kocham Cię i...-tym razem to ja jej przerwałem.
-Ja też Cię kocham i nie chcę, abyś kojarzyła tak przyjemną rzecz jaką jest seks, z bólem, ze stawianiem własnej osoby pod ścianą. Nie możesz robić niczego wbrew własnej woli.
-Nie robię niczego wbrew woli. Kocham Cię, ale...
-Rozumiem-westchnąłem-Ufasz mi?-zapytałem po chwili przerwy.
-Ufam.
-Dawid chce się pieprzyć ze wszystkim, co się rusza, co się nie rusza z resztą też. Ja chcę się z Tobą kochać. Kochać. Kochać w sposób taki, abyśmy oboje odczuwali przyjemność. Ale tylko wtedy, gdy będziesz na to gotowa.
-Saul, ja tego właśnie chcę. Chciałabym, poznać przyjemną stronę seksu, tą złą już poznałam. Proszę, kochaj się ze mną, kochaj w sposób tak, abyśmy oboje odczuwali przyjemność.
Alex jest niesamowitą dziewczyną, nigdy nie miałem co do tego wątpliwości.


Alex, co było dalej?

Alex:

Saul już spał, ja leżałam objęta przez mojego chłopaka. Wspaniale jest kogoś kochać w taki sposób. Cholernie się tego bałam, ale Saul miał rację. Wydaje mi się, że dopiero po tych wszystkich wydarzeniach potrafię dostrzec prawdziwą różnicę. Tak właśnie myślałam, ale nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Obudziłam się dość wcześnie rano, nie mogłam się oprzeć i wciągnęłam na siebie T-shirt Saula, a potem poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę, włączyłam radio i zajęłam się przygotowaniem śniadania. Nagle na swoich biodrach poczułam dłonie Mulata.
-Pasuje Ci mój T-shirt-powiedział i objął mnie mocno w pasie.
Odwróciłam się do niego twarzą i czule pocałowałam.
-Wyspałeś się?-zapytałam, wracając do przygotowywania śniadania.
-Oczywiście. A Ty?
-To była noc pełna wrażeń. Czułam się cudownie-przyznałam i podałam herbatę wraz z  talerzem z kanapkami. Po szybkim śniadaniu poszłam pod prysznic, a później to samo zrobił Saul. Kiedy oboje byliśmy już najedzeni, pachnący i ubrani, wybraliśmy się do Stevena. Spacerkiem, za rączkę dotarliśmy do domu blondyna. Chłopak na nasz widok uśmiechnął się. Zaprosił nas do środka, był sam. Dość szybko rozsiadłam się w salonie, zwiększając głośność radia. Saul i Steven poszli do kuchni. Stosunkowo długo zajęło im rozlanie coli do kilku szklanek. Blondyn co raz zerkał na mnie z kuchni ze swoim zadziornym uśmieszkiem na twarzy. Chyba nietrudno się domyślić, o czym chłopcy rozmawiali. Jestem pewna, że w momencie gdy przyszli, ja byłam już czerwona jak burak. Nikt tego jednak nie skomentował, a rozmowa skupiła się raczej na różnego rodzaju pierdołach. Aczkolwiek ani ja, ani Saul nie przypuszczaliśmy, że Adler zacznie pieprzyć o jakiejś brazylijskiej telenoweli, którą oglądała ostatnio jego mama. Mulat miał dość już po pięciu minutach tego gadania i wyszedł, powiedziawszy tylko, że powinien już być w domu. Ja postanowiłam zostać jeszcze chwilę. Steven z kolei nie dał za wygraną i kontynuował.
-... wiesz i wtedy on wybiegł za nią. Ta zatrzymała się dopiero na moście, w ogóle zaczęła bredzić i...-Adler spojrzał na mnie z zaciekawieniem, to fakt, byłam dość nieobecna, no bo nie interesował mnie los bohaterki jakiegoś brazylijskiego serialu-... i ona zeskoczyła z tego mostu, ale pojawił się Superman i ją uratował.
-Mhm...-tak, to była moja jedyna reakcja na to wszystko, choć... zaraz...- Superman w brazylijskim serialu?!
-Sprawdzałem Cię. Nie interesuje Cię los Adelaide, prawda?
-Szczerze mówiąc, to nieszczególnie-wyznałam.
-W takim razie powiedz mi, jak minęła Wam, Gołąbeczki, noc?-wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Mnie początkowo zatkało, ale po chwili odpowiedziałam.
-No wiesz, piękna muzyka sprzyja oglądaniu gwiazd-odrzekłam pewnie, choć jestem przekonana, że znów oblałam się rumieńcem.
-No tak, sprzyja...-potwierdził Adler z uśmiechem na ustach i nie drążył dalej tematu. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Dzięki Stevenowi nie spędziłam tego wieczoru myśląc, co w danej chwili wyprawiała moja matka. Początkowo rozmawialiśmy o muzyce, a potem o naszej przyszłości i szkole, do której w niedługim czasie mieliśmy wrócić. Z jednej strony miałam dość tej instytucji dokładnie tak jak każdy uczeń, ale z drugiej to było pewne oderwanie od beznadziejnej rzeczywistości. Ja do domu wróciłam dość późno, jednak zastałam jedynie puste mieszkanie. Mojej mamy nie widziałam już od dwóch dni. Bardzo się martwiłam, chciałam zadzwonić po policję, ale cholernie się bałam, że to może zaowocować aresztem. Wówczas miałam jedynie podejrzenia co do zajęcia mojej mamy. Postanowiłam, że poczekam jeszcze do rana, a potem zacznę jej sama szukać. Z głową pełną rozmaitych myśli, skierowałam się pod prysznic. Miałam nadzieję, że choć w pewnym stopniu pozwoli mi to zmyć z siebie wszystkie najgorsze myśli. Niestety, przeliczyłam się. Czułam się po prostu okropnie, traciłam wiarę w sens dalszej egzystencji. Chciałam wtedy z tym wszystkim skończyć, odciąć się o tego, wyjechać i to jak najdalej. Założyłam koszulę i chciałam już usiąść na parapecie w oknie, gdy usłyszałam dźwięk telefonu. Niczym poparzona dobiegłam do aparatu i podniosłam słuchawkę. Po drugiej stronie usłyszałam męski głos.
-Pani Alexandra Blood?
-Tak-odpowiedziałam z wahaniem.
-Z tej strony doktor Collins, dzwonię z Fairview Hospital. Chodzi o Pani matkę...-mężczyzna nie skończył zdania, ponieważ mu przerwałam.
-Co się stało?
-Pani mama leży u nas na oddziale. Nie mogę dokładnie powiedzieć w tej chwili, co się stało. Musimy porozmawiać twarzą w twarz.
-Rozumiem.
-Proszę przyjść jutro do szpitala. Piętro 2, będę czekał na Panią w gabinecie, pokój nr 3, od godziny 10.
-Dobrze, dziękuję za telefon.
-Dobranoc.
-Dobranoc-cała roztrzęsiona odłożyłam słuchawkę.
Po moich policzkach płynęły łzy. Usiadłam na parapecie i gapiłam się w szybę. Nie mogłam pójść spać, a równocześnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. W żaden sposób nie potrafiłam się uspokoić. Każda minuta dłużyła się niemiłosiernie, a regularne tik tak było w tamtej chwili cholernie irytujące. Coraz gorsze myśli rozsadzały moją głowę. Co jakiś czas sięgałam po papierosy, które bardzo szybko się skończyły. W końcu zaczęło świtać, zeszłam z parapetu, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wyszłam z domu. Na rękę wcześniej założyłam zegarek i właśnie w tej chwili na niego spojrzałam. Była godzina 6.57. Nogi same poniosły mnie pod dom Saula. Wzięłam kilka małych kamyków i po jednym rzucałam w okno chłopaka. W końcu Mulat wyjrzał przez okno. Szybko zauważył mój ponury wyraz twarzy i zbiegł na dół, aby otworzyć mi drzwi. Ze szklanymi oczami weszłam do środka. Przyglądałam się twarzy Saula. On przyjrzał mi się uważnie i nie pytając o nic, po prostu przytulił bardzo mocno. Łzy znów zaczęły płynąc po moich policzkach, nie potrafiłam tego kontrolować. Kiedy już się nieco uspokoiłam, poszliśmy razem na górę. Saul wyjął koszulkę ze swojej szuflady i wciągnął ją przez głowę, a ja w tym czasie weszłam pod rozkopaną jeszcze kołdrę, odwróciłam się twarzą do ściany, podkuliłam nogi i przytuliłam do brzucha jasiek.
-Alex, co się stało?-dopytywał Mulat, równocześnie gładząc moje plecy.
Ja nie potrafiłam zebrać się w sobie i mu po prostu odpowiedzieć, to był dla mnie cholernie trudny temat. Przecież niedawno wszyscy cieszyliśmy się, że ja i moja matka wracamy do normalnego życia, a w tamtej chwili znów wszystko się waliło.
-Kochanie...-namawiał mnie.
W końcu położył się obok mnie i objął mocno. ja otarłam łzy, przewróciłam się na drugi bok i cicho chlipiąc, wtuliłam w tors Mulata. Byłam mu za to wszystko wdzięczna, że mnie przytulił, ucałował w czoło i po prostu leżał ze mną.
-To jak, powiesz, co się stało, Skarbie?-zapytał po dość długim czasie, gdy mój oddech się nieco unormował, a łzy przestały płynąć.
-Chodzi o moją mamę...Jest w szpitalu-wyszeptałam.
-Skąd wiesz?-dopytał i mocniej przytulił.
-Dzwonili do mnie ze szpitala, ale nie lekarz nie chciał mi powiedzieć dokładnie, co się stało. Jestem z nim umówiona na 10. Saul, ja się cholernie boję, kompletnie nie wiem, co się stało.
-Ey- Mulat się podniósł, oparł jedną ręką na przedramieniu, a drugą położył na moim policzku i spojrzał mi w oczy- nie panikuj. Wiem, że się martwisz o mamę, ale pomyśl, może to nic groźnego.
-Saul, to ty pomyśl, przecież gdyby to nie było nic groźnego, to powiedzieliby mi o tym przez telefon.
-Ale to, że będziesz panikować, nic Ci nie da. Posłuchaj, jeśli chcesz, pójdę tam z Tobą. Chcesz?
-Mhm...-mruknęłam i przytuliłam chłopaka- Przepraszam Cię.
-Nie przepraszaj, a po prostu się uspokój.
Hudson robił wszystko, abym choć odrobinę się uspokoiła.

O 10 byłam już w gabinecie lekarza. Saul czekał na mnie na korytarzu. Zimne, białe ściany, kozetka, duże biurko, dwa krzesła, szafka. Tak z grubsza przedstawiał się owy gabinet. Z całą pewnością nie było to przyjemne pomieszczenie. Przede mną siedział mężczyzna koło pięćdziesiątki, łysiejący już i z brzuszkiem. Czekałam na podstawowe informacje, a on jakby odwlekał wszystko na siłę wertując w lewo i w prawo papiery mamy. Miałam ochotę zacząć krzyczeć ze zgryzoty. W końcu, po długiej chwili, łaskawie przemówił.
-Pani mama trafiła do nas wczoraj. Była poobijana, miała złamaną rękę. Wszystko ograniczyłoby się do rutynowego leczenia. Jednak Pani Judith była pod wpływem środków odurzających, konkretnie heroiny. Nie wiem, czy orientuje się Pani, jakie są wymogi, ale wszystko sprowadza się do tego, że musiałem powiadomić policję i zapewne zostanie przeciwko niej wszczęte postępowanie.
Zatkało mnie. Rozumiem, alkohol, ale narkotyki?
-Pani Judith leży na sali nr 28. Może się Pani z nią zobaczyć i proszę się nie przejmować. Jeśli okaże się, że była to jednorazowa sytuacja, to może skończyć się nawet na karze pieniężnej i pracach na rzecz społeczności.
-Dziękuję.
Nie czekając na odpowiedź, wyszłam. Domyślam się, że byłam wtedy blada, jak ściana. Na korytarzu niemal nie zemdlałam. Saul mnie przytulił, pytał, ale ja nic nie powiedziałam. Po krótkiej chwili wyrwałam się z objęć i zła pobiegłam w kierunku sali 28. otworzyłam drzwi, zobaczyłam mamę na łóżku i zaczęłam płakać. Miała pełno siniaków i rękę w gipsie. Żal ścisnął moje serce. Czara goryczy się przelała. Podeszłam powoli.
-Córeczko, ja Cię strasznie przepraszam, ale...
-Nie kończ.-powiedziałam zdecydowanie- Mamo, narkotyki?! Czy Ty do reszty oszalałaś?
-Ale Kochanie, przecież to nic takiego, a i tak swoją drogą, jak wyjdę ze szpitala, będę potrzebowała odrobiny pieniędzy.
-Nic takiego?! Mamo, czy Ty się słyszysz? Do ciężkiej cholery, nie rozumiesz, że przeciwko Tobie może zostać wszczęte postępowanie?!-krzyczałam, miałam nadzieję, że chociaż w ten sposób coś do niej dotrze.
Wtedy właśnie do sali wszedł Saul. Ja miałam dość. Płakałam, chciałam odciąć się od tego wszystkiego, wyjść i pieszo dojść na koniec świata. Saul mnie przytulił.
-Chodź. Musisz odpocząć.-Saul wyprowadził mnie ze szpitala.




1 komentarz:

  1. Hej, ho. Jestem i ja, zapewniając sobie duży spoiler czytając nie od początku. Trafiłam przez jednego bloga, Twój profil na google+ i tak oto jestem.
    Wypadałoby to jakoś skomentować, ale pozwól, że najpierw nadrobię pozostałe i pod najnowszym(bo na niego liczę!), na pewno odniosę się do całości.
    Ha, w Twoim opowiadaniu również jest Alex. Znam historię wyboru imienia, także you know, zapraszam i do siebie, może się spodoba. A ja czekam na nowy, zostanę na dłużej! :)
    Rocket Queen z patienceinourhearts.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli teraz zostawisz komentarz :)