Camille:
Podekscytowanie sięgało zenitu, nie mogliśmy się już doczekać aż dojedziemy do wymarzonego, wyśnionego Los Angeles. Od spełnienia naszych marzeń dzieliło nas jakieś trzydzieści godzin jazdy. Samochód prowadziło się jakoś przyjemniej, gdy z tyłu głowy siedziała myśl, że już niedługo będę nim śmigać po słonecznym LA. Jeffrey siedział obok mnie i podziwiał widoki za oknem, a Lilian i William byli pogrążeni we własnych myślach. Nie powiem, ta cisza działała mi nieco na nerwy, ale nie mogłam pozwolić zepsuć sobie wspaniałej podróży ku marzeniom, dlatego podgłośniłam trochę radio i rozkoszowałam się płynącymi dźwiękami. Podśpiewywałam też sobie razem z Mickiem Jaggerem „Satisfaction”, a Isbell spoglądał na mnie z kpiarskim uśmieszkiem. 'O nie, Isbell, nie uda ci się zepsuć mojego dobrego humoru. No fucking way!' – myślałam. Pogoda dopisywała, słoneczko świeciło, wobec czego wyjęłam ze schowka swoje ciemne pilotki i tak oto rozkoszowałam się dalej jazdą. W ciszy minęło nam dobre kilka godzin podróży, która powoli zaczęła wdawać mi się we znaki, toteż postanowiłam zjechać do zajazdu. Jeffrey postanowił rozprostować kości i zapalić papierosa, a Lili i Will stali oparci o moje auto. Zatankowałam samochód, a potem kupiłam wszystkim hot-dogi. Przystanęłam obok Willa i starałam się go zmusić do rozmowy. Chłopak był jednak bardzo oporny.
-William, halo! Jesteś tam? - pomachałam mu dłonią przed nosem.
-Jestem – westchnął.
-Jak się czujesz? - zapytałam – Martwię się o ciebie.
-Nie ma o co – uśmiechnął się do mnie, ale nie był to tak radosny uśmiech jak zazwyczaj.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak. O czym myślisz?
-A czy to ważne? - rzucił i chciał odejść, ale złapałam jego dłoń.
-Ważne -odpowiedziałam poważnie.
-Zastanawiam się, kim właściwie jestem. Cami, co ty o tym myślisz? Jaki ja jestem?- zapytał, spoglądając na mnie pełnym strachu wzrokiem.
-Wiesz...-zaczęłam, ale natychmiast mi przerwał.
-Cami, ten facet bił mamę, a na koniec ją zostawił – jego głos był przepełniony goryczą.
-William, bywasz impulsywny, ale nie jesteś złym człowiekiem – spojrzałam chłopakowi prosto w oczy, aby poczuł, że te wszystkie słowa płyną prosto z serca – Dbasz o Lili, o mnie, Ray i Jeffrey także są dla ciebie ważni. A twój ojciec się pogubił, ale ty nie jesteś taki jak on. Zaufaj mi – przytuliłam Rudzielca bardzo mocno, potrzebował wsparcia. Kątem oka dostrzegłam, że Jeffrey ściska Lili, chyba odbyli podobną rozmowę.
-Cami... Dziękuję – wyszeptał i się oddalił.
William zapalił papierosa, a potem zarządziłam odjazd. Rudy zauważył moje zmęczenie i zaproponował, że to on poprowadzi. Tym razem to ja usiadłam obok kierowcy, a Lilian i Jeffrey rozmawiali o czymś na tylnej kanapie. William był bardzo skupiony na drodze, radio grało jednak dosyć cicho, a ja szybko odpłynęłam w krainę Morfeusza. Obudziło mnie silne szarpnięcie samochodu i krzyk Lilian. Środek nocy, pisk opon i wejście w ostry zakręt.
-Co się stało? - zapytałam, gdy minął pierwszy szok.
-Jakiś dzieciak mało nie wbiegł nam pod koła – odpowiedział Will, jego oddech był przyśpieszony.
Lilian i Jeffrey milczeli. Nagle do okna kierowcy podszedł ów winny. William otworzył okno i naszym oczom ukazała się młoda twarz chłopaka. Brunet, całkiem ładna twarz, delikatne rysy i smutek wypisany w oczach.
-Bardzo was przepraszam. Nic wam się nie stało? - zapytał przestraszony.
-Nie, wszystko w porządku – odpowiedział Will – A co z tobą? Wszystko gra? - dopytał.
-Nic mi nie jest – westchnął.
-Stary, życie ci niemiłe? - zażartował Jeffrey z tylnej kanapy.
-Żebyś wiedział – zakpił młody.
-Co jest? - dopytał stanowczo Will.
-Ojczym właśnie mnie wypierdolił z domu – odpowiedział po chwili wahania.
Widziałam, jak diametralnie zmieniła się twarz Williama, gdy usłyszał słowo „ojczym”. Cała złość uleciała, a na twarz wstąpiło współczucie.
-Wsiadaj, musimy pogadać – poinstruował Rudzielec. Chłopak wcale się nie opierał. Zajął miejsce obok Lilian i razem ruszyliśmy dalej. Cisza, znowu cisza... Podejrzliwie spojrzałam na chłopaka, próbował dojrzeć coś przez okno, ale było ciemno. William ściskał mocno ręce na kierownicy. Był cały spięty, miał zaciśniętą szczękę. Atmosfera była dosyć napięta. Nagle Will ostro wszedł w zakręt i takim sposobem znaleźliśmy się w kolejnym zajeździe. Wszyscy opuściliśmy auto i udaliśmy się do środka. Zajęliśmy stolik i zamówiliśmy dla wszystkich kawę, po takich przeżyciach była potrzebna każdemu z nas. Chłopak siedział ze spuszczoną głową i milczał, czuł się przytłoczony naszymi spojrzeniami. Nikt nie potrafił rozpocząć rozmowy. A może nikt nie chciał, może baliśmy się tego, co usłyszymy z ust chłopaka.
-Powiesz, skąd jesteś? - zapytałam w końcu po dłuższym milczeniu.
-A czy to ważne? - wzruszył ramionami. Tym gestem bardzo mi kogoś przypominał.
-Koleżanka źle zaczęła – Will skarcił mnie spojrzeniem – Ja jestem William, ta obok mnie to Camille, ruda ma na imię Lilian, to moja siostra i brunet ma na imię Jeffrey – Rudy przedstawił wszystkich i posłał młodemu ciepły uśmiech.
-Jestem Thony – odparł chłopak już nieco pewniej.
-Powiesz nam, co się stało? - zapytał William, ale chłopak milczał – Mówiłeś coś o ojczymie – starał się nakłonić chłopaka do rozmowy, ale ten był bardziej oporny niż William kilka godzin wcześniej.
Na twarzy Williama widziałam zamyślenie. Chciał z nim pogadać, dlatego zaczął się zastanawiać, jak wzbudzić zaufanie chłopaka, a ja zaczynałam się obawiać, że za chwilę przez całą tę sytuację znów zacznie myśleć o ojcu. Wcale się nie myliłam. William w tej historii upatrywał jedyną szansę na to, by Thony mu zaufał.
-Posłuchaj – Will wziął głęboki oddech – Przez dwadzieścia lat myślałem, że moim ojcem jest człowiek, z którym mieszkałem, który niejednokrotnie bił mnie i moją siostrę, w domu często były awantury, a nie dalej jak kilka dni temu dowiedziałem się, że mój prawdziwy ojciec bił mamę i finalnie zostawił ją tuż po tym, jak urodziła się moja siostra. Moja mama miała wtedy dziewiętnaście lat i paradoksalnie ten facet, z którym mieszkaliśmy, nasz ojczym, uratował naszą mamę w momencie, gdy tego najbardziej potrzebowała, zajął się nią.
Thony otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Zamyślił się, ale wciąż nie zamierzał się odezwać, wobec czego William postanowił kontynuować swoją opowieść.
-Gdy poznałem prawdę, jedyne, co byłem w stanie zrobić, to pójść i się napić, ale nawet to mi się nie udało – tu podwinął rękaw t-shirtu i ukazał zabandażowane ramię – Bo w barze trafiłem na strzelaninę i dostałem kulkę.
William nie spuszczał z chłopaka swojego spojrzenia. Spojrzenia, które świadczyło o zaufaniu i traktowaniu Thony'ego na równi z nami. Jestem pewna, że on także to poczuł, ponieważ wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Myślał, myślał w tamtej chwili o tym wszystkim, co go spotkało i o tym, jak nam to przekazać, abyśmy niczego źle nie odebrali. Chłopak był młody niedoświadczony, życie nie nauczyło go jeszcze wszystkiego i z tego względu dało się z niego czytać, niczym z otwartej księgi. Wszystkie jego emocje natychmiast malowały się na twarzy. Zacisnął usta w wąską linię, spojrzenie Williama musiało powoli stawać się przytłaczające. W końcu Thony znów spuścił wzrok na ziemię i głośno westchnął, a po krótkiej chwili przeniósł pełne bólu i goryczy spojrzenie na Rudzielca, szukał w nim oparcia i je otrzymał w postaci krótkiego, lecz zauważalnego, pokrzepiającego uśmiechu.
-Jakiś czas temu zmarła moja mama, a ojczym po jej śmierci narobił sobie długów, wciągnął go hazard, wyrzucił mnie z domu, bo mu się zwyczajnie nie opłacałem – powiedział niemalże na jednym oddechu. Chciał mieć tę rozmowę jak najszybciej z głowy. Ja, Lilian i Jeff spojrzeliśmy po sobie, a William wciąż nie spuszczał porozumiewawczego spojrzenia z Thony'ego.
-Co teraz zrobisz? - zapytał po krótkiej chwili mój przyjaciel.
-Nie wiem. A zresztą, czy mam teraz jakieś inne wyjście? Będę się tułał po okolicy, może uda mi się podłapać jakieś zajęcie – chłopak chciał wziąć się z życiem za bary, ale chyba nie do końca wiedział, jak ma to zrobić.
-Nie będziesz się tułał – powiedział stanowczo Rudy, a wszyscy poza mną obdarzyli go pytającym spojrzeniem. Wiedziałam, co chciał zrobić, w tej sytuacji to było do przewidzenia. To właśnie był dowód na to, że William to dobry człowiek.
-Pojedziesz z nami – dokończył Will.
Thony był tym wszystkim najbardziej zaskoczony. Jeszcze chwilę wcześniej nie miał nikogo, a nagle zyskał czwórkę przyjaciół. Przyjaciół, którzy także doświadczyli życia, rozumieli jego problemy i akceptowali go całkowicie. Chłopak się już nie odezwał, dokończył kawę w milczeniu i pogrążony we własnych myślach. Lilian także było szkoda Thony'ego, ale miała pewne wątpliwości co do tego, czy powinniśmy zabierać ze sobą chłopaka, którego poznaliśmy na ulicy. Wówczas William wziął siostrę na bok i chwilę z nią dyskutował. Gdy do nich dołączyłam, atmosfera była dosyć napięta.
-Co się dzieje? - zapytałam, podchodząc bliżej przyjaciół.
-Nic – odburknęła rudowłosa.
-Lilian, wiem, co robię, on ma na sobie bluzę Metalliki, wiesz, co mam na myśli – powiedział Will i już miał się oddalić, gdy Lili go zatrzymała.
-Will... - wzięła głęboki wdech – To nie tak, że go nie lubię. Polubiłam gościa. Ja... Ja się po prostu boję.
-Wiem, siostrzyczko – podszedł i ucałował Lilian w czoło.
To zrozumiałe. Lilian miała prawo się bać, w końcu o Thonym nie wiedzieliśmy nic, znaliśmy tylko powód jego odejścia z domu, ale wydawał się dobrym człowiekiem. Tylko, że Lilian raz już się pomyliła, myślała, że Daniel też jest dobry, a potem... Dlatego miała pełne prawo do obaw, do strachu. I nikt niczego jej nie zarzucał. Wszyscy okazaliśmy jej zrozumienie, takie samo, jak chwilę wcześniej Thony'emu. Wszyscy byliśmy podobni i chyba to pomogło nam ustawić wszystko na właściwym miejscu. Był już środek nocy, postanowiliśmy nie jechać dalej, a przenocować w zajeździe. W związku z przystępnymi cenami za pokój i łazienkę, wzięliśmy dwa pokoje. W jednym ulokowałam się ja i Lilian, a w drugim chłopcy. Ja dosyć szybko zagospodarowałam łazienkę. Tego właśnie potrzebowałam. Gorącego prysznicu, umycia włosów, tego uczucia czystości... No pokój nie był pierwszej jakości, pozostawiał wiele do życzenia, ale jednak było tam dosyć czysto, jego stan był zadowalający. Na wyposażenie pokoju składało się dwuosobowe łózko ze skrzypiącym materacem, szafa i mały stolik. Gdy wyszłam spod prysznica, czułam się naprawdę dobrze, pozwoliło mi się odprężyć, a przecież nie był to dzień pozbawiony wrażeń. Owinięta w ręcznik położyłam się na chwilę na łóżku. Nagle się jednak z niego zerwałam, ponieważ stwierdziłam brak przyjaciółki obok. Pobiegłam do pokoju chłopaków. Wpadłam tam bez pukania i z przerażeniem obecnym w moich oczach, zapytałam, czy jest z nimi Lilian. Nagle, jak na zawołanie, z łazienki wyłoniła się Lilian. Gorąca para obecna w łazience po gorącym prysznicu otoczyła dziewczynę, kiedy otworzyła drzwi, a Lilian przypominała taką leśną rusałkę albo nimfę wodną.
-Tutaj jesteś – powiedziałam z wyraźną ulgą.
-A gdzie miałabym być, skoro zajęłaś łazienkę? Weź pomyśl czasem – odgryzła się.
Chłopcy zaczęli przyglądać mi się z uwagą, no tak, byłam przecież w samym ręczniku i to takim dosyć krótkim... Gdybym miała się nachylić, mogłoby być kiepsko. Złapałam więc przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam ją do wyjścia. Pojawił się jednak mały problem. Tuż przed samymi drzwiami z mojego ciała ześlizgnął się ręcznik. Momentalnie stałam się cała czerwona, a za plecami usłyszałam pogwizdywanie Isbella. Szybko podniosłam ręcznik i nie odwracając się ani na minutkę, wyszłam z ich pokoju. Weszłam do siebie, ciągnąc za sobą Lili, zatrzasnęłam drzwi i skulona usiadłam przy ścianie. Schowałam głowę w kolanach, chciałam zapaść się pod ziemię. Czułam jak piekły mnie policzki, dosłownie paliłam się ze wstydu.
-Cami, co jest? Wstań, przecież nic się nie stało – ukucnęła obok mnie Lili, a ja jedynie odburknęłam jej, że wcale nie mam zamiaru wstać – Oj, no czym ty się tak przejmujesz?
-Czym się przejmuję?! - wybuchnęłam – Czy ciebie popieprzyło? Ręcznik spadł mi przy trójce facetów.
-Przy trójce przyjaciół – to po pierwsze, a po drugie – masz piękne ciało, więc czym się przejmujesz?
-Pozwól, że powtórzę. Czy ciebie popieprzyło? Przecież to wciąż są faceci, a poza tym, czy wyobrażasz sobie teraz te komentarze Isbella?
-A więc komentarze Isbella cię najbardziej interesują? - bardziej stwierdziła niż zapytała i poruszyła wymownie brwiami.
-Pierdol się – rzuciłam nim ponownie zniknęłam za drzwiami łazienki, tym razem tylko po to, by założyć duży t-shirt brata. Potem bez słowa wsunęłam się pod kołdrę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli teraz zostawisz komentarz :)