Z pamiętnika Lilian Amy Bailey
16 - 17 VIII 1982
Lilian:
-Lilian – usłyszałam za plecami głos, którego już nigdy więcej nie chciałam słyszeć.
-Czego ode mnie chcesz, Daniel?- powoli odwracałam się w jego stronę, przenosząc na niego znudzone spojrzenie.
-Gdzie twój kochaś? - zadał przepełnione uszczypliwością i jadem pytanie.
-To nie twoja sprawa – odpowiedziałam pewnie.
-Wydaje mi się, że jednak moja – podszedł do mnie wolnym krokiem – Miałaś to zrobić ze mną, pamiętasz? - wysyczał. Staliśmy twarzą w twarz, w jego oczach widziałam obłęd. Chciałam rzucić się do ucieczki, jednak to on zareagował pierwszy. Złapał moją rękę i przycisnął mnie do ściany szkoły. Naparł na mnie ciężarem swojego ciała, a następnie uniósł moje ręce nad głowę, ograniczając tym samym moje ruchy do absolutnego minimum.
-Robiłaś już to z nim? Z tym farbowanym blondynem, tak? - początkowo jego głos był cichy lecz pełen wściekłości, ale z każdym kolejnym słowem jego ton przeradzał się w krzyk – Dobrze ci było? - milczałam – Pytam, czy dobrze ci było, ty mała dziwko! - spoliczkował mnie.
Wyrzucił w moim kierunku kolejną wiązankę przekleństw. Nie szczędził sobie. Wyzywał mnie od najgorszych szmat, kurw i dziwek. Emanowała z niego wściekłość, spuściłam wzrok, nie mogłam na niego patrzeć i właśnie to spowodowało jeszcze większą falę szału. Uderzył mnie w brzuch, puścił moje ręce i odsunął się, a ja zgięłam się w pół, wykorzystał sytuację i kopnął mnie w piszczel. Straciłam wówczas równowagę, a Daniel, aby mieć pewność, że zaliczę bliskie spotkanie z murawą, popchnął mnie mocno. Nastąpiła fala kopniaków, czułam uderzenia między żebrami, na brzuchu, plecach. Próbowałam się podnieść, jednak on nie dawał mi takiej możliwości. Osłaniając rękami twarz, czekałam aż wszystko się zwyczajnie skończy. Nagle usłyszałam nad sobą głos Camilli, a chwilę potem Raya.
Musiałam opowiedzieć tę historię bratu i Jeffreyowi, mimo że bardzo tego nie chciałam. W moich uszach wciąż brzmiały wyzwiska, jakimi Daniel mnie obrzucał. Cami opatrzyła mi wszelkie zadrapania. Jeffrey i William byli niesamowicie wkurzeni. Mój brat tracił nad sobą panowanie. Wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Nagle William i Jeff przestali krążyć po pokoju, spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Wiedziałam, co planują i musiałam temu zapobiec.
-Chłopaki, dajcie spokój – nalegałam.
-A pójdziesz na policję? - zapytał Jeffrey.
-Nie pójdę na żadną policję, odczepcie się.
-Wobec tego sami załatwimy tę sprawę – oświecił mnie mój brat.
-Dajcie sobie spokój, proszę – nalegałam.
-Siostra, on cię pobił, a ty go bronisz? Czy ty naprawdę sądzisz, że tak po prostu zostawimy tę sprawę? Śmieszna jesteś.
Opuścili pokój oraz dom głośno trzaskając drzwiami. Wolałam nie myśleć o tym, co może się wydarzyć, wsunęłam się pod koc i poklepałam miejsce obok siebie. Cami położyła się obok i objęła mnie mocno. Zasnęłam w jej uścisku.
Obudził mnie krzyk dochodzący z korytarza. Niechętnie otworzyłam i przetarłam oczy. Spojrzałam na zegarek, minęły dwie godziny. Wstałam z łóżka i cała obolała skierowałam się do wyjścia, aby znaleźć źródło krzyku. Wcale nie musiałam daleko szukać. Stali tuż za drzwiami. Cami i Jeff znów kłócili się o jakąś głupotę. Przerwali, gdy mnie zauważyli i Jeffrey zamknął mnie w przyjacielskim uścisku. Chwilę później dołączył do nas William z kubkiem mojej ulubionej herbaty. Wróciliśmy do pokoju Jeffa, Will odstawił naczynie z gorącym napojem i przytulił mnie bardzo mocno. Mówił mi w ten sposób, jak bardzo mnie kocha, jak bardzo się o mnie troszczy. Dał mi także do zrozumienia, że przeprasza mnie, że nie było go przy mnie oraz że nie zauważył tego wcześniej. Pocałował mnie w czubek głowy, jak to miał w zwyczaju. Dotknęłam jego dłoni, na kostkach miał zadrapania. Westchnęłam ciężko. Przez moment wszyscy milczeli, dopiero po chwili odezwał się Jeffrey.
-Może obejrzymy jakiś film, co wy na to?
Wszyscy przystali na tę propozycję. Najpierw jednak udaliśmy się do kuchni w celu zjedzenia kolacji, którą Cami zdążyła przygotować. Potem razem z popcornem udaliśmy się do salonu, aby obejrzeć film. Wybraliśmy jakiś horror. Chłopaki wydawali się być znudzeni fbułą, natomiast ja i Cami sporo krzyczałyśmy. Gdy film się skończył, Jeffrey zaczął ubolewać nad swoimi bębenkami usznymi.
-Przez was popękały mi bębenki. Znowu. Znowu muszę je wymieniać. Żadne przy was nie są wystarczająco wytrzymałe. To jakie by tu teraz wypróbować? Były już nasze narodowe, były chińskie i niemieckie, może by tak spróbować rosyjskich? - głośno myślał Jeff.
Ja poczułam nadchodzące zmęczenie. Wzięłam szybki prysznic i skierowałam się do łóżka, a w ślad za mną poszła Cami. Obie szybko znalazłyśmy się w krainie Morfeusza.
Obudził nas przerażający krzyk dochodzący z niższego piętra. Willa i Jeffa nie było, toteż ja i Cami stwierdziłyśmy, że chłopcy chcą nas po prostu nastraszyć. Próbowałyśmy włączyć światło, jednak nie było prądu, wyszłyśmy na korytarz i usłyszałyśmy hałas dochodzący z kuchni. Poszłyśmy więć w tamtym kierunku. Na podłodze w pustym pomieszczeniu leżała siekiera w plamie krwi, choć równie dobrze mógł to być ketchup. Ponownie usłyszałyśmy hałas. Tym razem dobiegał on z pokoju Jeffreya.
-W co oni z nami grają? - zaczęła się zastanawiać Camille.
Wróciłyśmy na górę. Na łóżku leżała kartka z napisem „Uciekajcie”. Nagle z szafy zaczęły dobiegać naprawdę przerażające dźwięki. Szybko zbiegłyśmy na dół. Drzwi wyjściowe były otwarte, skierowałyśmy się do nich, ale, gdy byłyśmy już bardzo blisko, po prostu się zatrzasnęły. Nie mogłyśmy ich otworzyć, a za nami usłyszałyśmy kroki. Powoli się odwróciłyśmy. Za nami stało dwóch facetów w kominiarkach, zaczęłyśmy krzyczeć. Wówczas William i Jeffrey zdjęli kominiarki i zaczęli się z nas śmiać. Byłam na nich zła. Jak mogli zrobić nam coś takiego. Ich to naprawdę śmieszyło? Nagle Camille zemdlała. Chłopaki zaczęli panikować. William nachylił się nad poszkodowaną. Ta wyczekała odpowiedni moment i wykrzyknęła spontaniczne „BU!”. Moi przyjaciele się wystraszyli, a ja i Cami zaniosłyśmy się niepohamowanym śmiechem.
-To wcale nie jest śmieszne – zaczął William – Nie rozumiem, co was tak śmieszy. Byłem przekonany, że Cami już nie żyje, nawet wymyśliłem już gdzie moglibyśmy schować ciało i jak spierdolilibyśmy przed policją, a ty się budzisz? Nieładnie - Will bronił urażonej dumy.
-Ale ja wcale nie zemdlałam, panie „Genialny”- wytłumaczyła Cami.
Potem już udaliśmy się spać. To był męczący dzień.
Obudziłam się jako pierwsza. Była 8.15, ale czułam, że już nie zasnę ponownie. Moi przyjaciel nadal byli pogrążeni w marzeniach sennych, ja wstałam, skierowałam się do łazienki, przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że wyglądam okropnie. Zapragnęłam usłyszeć głos Michaela. Poszłam na korytarz, podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer do Seattle. Po kilku sygnałach odezwał się znajomy głos, ale nie był to głos Mike'a. To był jego brat.
-Halo.
-Zastałam Michaela?
-Cześć Lilian. Nie, nie ma go. Sam zaczynam się martwić.
-Ok, dzięki. Przepraszam, że przeszkodziłam.
-Nie ma za co. Na razie.
-Na razie
-Ey, nie martw się – powiedział głos w słuchawce nim się rozłączyłam.
Wróciłam do łazienki, popatrzyłam w lustro. Obraz siedmiu nieszczęść. Znów usłyszałam wszystkie wyzwiska ze strony Daniela. Przecież byłam szmatą, dziwką, suką, kurwą i wszystkim, co najgorsze na tym świecie. Mój chłopak się do mnie nie odzywał. Czułam się okropnie. Chciałam jak najszybciej wyjechać i odciąć się od wszystkiego, co związane z Lafayette. Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Do łazienki wkroczył Will. Nie zamknął za sobą drzwi, nie zdążył, zauważył, że płaczę i natychmiast do mnie podbiegł. Przytulił mnie mocno.
-Cśśś... Lil, co jest? - dopytywał z troską w głosie
-Od kilku dni nie mogę zastać w domu Mike'a. A co jeśli on już mnie nie kocha? - w głowie miałam najczarniejsze scenariusze.
-Nie bądź głuptasem. Oczywiście, że cię kocha, może pojechał już do LA. - starał się mnie uspokoić.
-Kocham cię braciszku.
-Ja ciebie też kocham siostrzyczko.
-Oh, jak słodko - usłyszeliśmy w drzwiach głos Cami - Normalnie zaraz zwymiotuję od nadmiaru słodyczy - taktowna, jak zawsze.
-Hej, nie musisz być zazdrosna. Ciebie też mogę wyściskać. Oczywiście pod warunkiem, że się rozbierzesz - poczucie humoru level William.
-Dzięki. Obejdzie się, miśki - rzuciła i opuściła łazienkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli teraz zostawisz komentarz :)