Z pamiętnika Lilian Amy
Bailey
Jak mijał Wam czas przed wyjazdem?
Saul:
Atmosfera
była dosyć napięta, w powietrzu unosiło się widmo kłótni. Alex
zaczynała mieć wątpliwości. Nie chciała zostawiać mamy, bała
się, że w ten sposób ją dobije, że cała ta sytuacja podziała
na nią destrukcyjnie. Prawda jest jednak taka, że pani Blood
przejmowała się jedynie sprawą pieniędzy, a raczej sprawą ich
braku. Gdy tylko przypadkiem spotkała Alexandrę, robiła jej pranie
mózgu, mówiąc, że jej potrzebuje, że chce walczyć z chorobą,
że zmieni się. Alex się wówczas rozklejała, stwierdzała, że
nie może nigdzie jechać, że nieludzkim będzie pozostawienie jej
matki samej. Podjąłem więc jeden z najdrastyczniejszych kroków.
Musiałem sam spotkać się z mamą mojej dziewczyny i po prostu
dowiedzieć się wszystkiego. Poprosiłem moją mamę, aby zajęła
czymś Alex, nawet ona zauważyła, że z moją ukochaną dzieje się
coś dziwnego. Ja w tym czasie udałem się do mieszkania dziewczyny.
Pewnie zapukałem do drzwi. Dotarcie do nich zajęło pani Blood
dłuższą chwilę. Otworzyła je szeroko. Zawahałem się nim
wszedłem do środka. Pani Blood była okropnie blada, miała
podkrążone oczy i przetłuszczone, potargane włosy. W mieszkaniu
unosił się odurzający zapach alkoholu wymieszanego z dymem
papierosowym. Nie czkając na właścicielkę mieszkania, skierowałem
się do kuchni i zająłem miejsce przy stole. W zlewie piętrzyły
się naczynia, serweta na stole była przypalona papierosem. Kobieta
dotarła do mnie po krótkiej chwili i usiadła naprzeciwko mnie.
Milczałem, wpatrywałem się w oblicze kobiety. W jednej chwili
zacząłem doskonale rozumieć obawy blondynki. Na jednej z szafek
dostrzegłem ledwie napoczętą butelkę wódki. Chyba przeszkodziłem
w spokojnym spożywaniu alkoholu. Nie, w upijaniu się, w staczaniu
się coraz niżej, w osiąganiu kolejnego fałszywego dna.
-Gdzie
jest Alexandra? - wybełkotała, a ja obserwowałem ruch jej sinych
ust.
-Jest bezpieczna. Naprawdę chciałaby pani, aby pani jedyna
córka widziała panią w takim stanie? - kobieta nie odpowiedziała,
dlatego kontynuowałem – Z pewnością Alex nie chciałaby widzieć
pani w takim stanie.
-Co ty wiesz o mojej córce? - zakpiła –
Poza tym kim ty jesteś, żeby mnie pouczać? - zareagowała bardzo
agresywnie.
-Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chcę być kimś
w rodzaju moralizatora. Chcę pani po prostu uświadomić pewne
fakty. Alex chciałaby być szczęśliwa. Wie pani, taka głupia
ludzka zachcianka - chcemy być szczęśliwi. Czy pani jest
szczęśliwa? - kobieta nie odpowiedziała – Nie mnie oceniać, to
już pani osobista sprawa, ale sposób, w jaki pani się zachowuje,
uniemożliwia osiągnięcie szczęścia pani córce. Jeżeli dobrze
jest pani w tej sytuacji, w jakiej się pani znajduje, niech pani
przynajmniej umożliwi Alex odcięcie się od tego wszystkiego, od
kłopotów z tym związanych. Ostatnio Alexandra była na dobrej
drodze do tego, by zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które
spotkały ją w tym domu, które spotkały ją przez pani chorobę,
ale pani zaczęła się pojawiać i mieszać jej w głowie.
-Rozmowę
z własną córką nazywasz mieszaniem w głowie? - ponownie ze mnie
zakpiła.
-Zwykła rozmowa nie byłaby niczym złym, ale to w jaki
sposób ona się zawsze toczy jest złe. Pani zawsze obiecuje
poprawę, że skończy z tym pani, że pójdzie się leczyć, budzi
pani w Alex nadzieję na normalne życie z jej mamą, tylko że oboje
wiemy, że pani nie pójdzie na odwyk, że ta nadzieja jest fałszywa,
że to 'normalne życie' już przepadło. My to wiemy, ale Alex tego
nie wie. Robi sobie nadzieje, łudzi się, że pani naprawdę z tym
skończy, a potem znów widzi panią pijaną. Alexandra jest naprawdę
wrażliwa, potrzebuje swego rodzaju ustabilizowania, więc jeżeli
pani chce jej dobra, to mamy dwa rozwiązania. Albo dotrzyma pani
obietnicy i będzie się leczyć, albo pozwoli jej pani być
szczęśliwą, co osiągnie poprzez zapomnienie o tym wszystkim, co
ją tu spotkało – zasiałem niepewność w umyśle pani Blood.
Tkwiła ona chwilę w bezruchu, analizując wszystkie moje słowa, co
pewnie nie było takie łatwe, alkohol w jej organizmie pewnie niemal
natychmiast wyparował. Właśnie dlatego kobieta się w końcu
podniosła i chwyciła napoczętą butelkę wódki z blatu, a mi
kazała wyjść. Nie protestowałem. Miałem po prostu nadzieję, że
coś do niej dotarło. Jeśli chce sobie niszczyć życie i zdrowie –
droga wolna, ale niech pozwoli Alex być szczęśliwą. Szedłem
ulicami miasta z nadzieją, że mamie udało się zająć moją
dziewczynę czymś miłym, co pozwoliło jej się odstresować. Ja
miałem jeszcze jeden problem. Był nim Steven. Całymi dniami
szlajał się po ulicach miasta, nie obchodziło go, czy świeci
akurat słońce czy może pada deszcz. A ja miałem go na sumieniu.
Najpierw kazałem mu się ogarnąć, podnieść z tego, wiedziałem,
że to dla niego było wyjątkowo trudne, ale chłopak musiał wrócić
do normalnego życia. Potem jednak wyładowałem na nim cały swój
gniew, jaki narósł przez sytuację z wahaniami nastroju Alex i
opierniczyłem jego próbę powrotu do normalności. Świetny ze mnie
przyjaciel. Czułem się cholernie winny. Chłopak już nawet nie
wynosił z pokoju swojego zestawu perkusyjnego, mało tego nawet nie
rozłożył go w pokoju, stał spakowany i czekał aż Steven
sobie o nim przypomni, a ja musiałem mu uświadomić po co
właściwie wyjeżdżamy. Szukałem chłopaka w miejscach, gdzie
dawniej spędzał najwięcej czasu, ale go tam nie zastałem, wtedy
domyśliłem się, gdzie mogę go znaleźć. Kupiłem znicz i
poszedłem na cmentarz. Nie pomyliłem się. Postawiłem zapalony
znicz i usiadłem obok blondyna. Milczałem, czekałem aż Adler
zacznie, jednak na to się nie zanosiło.
-Szukałem cię-
zacząłem.
-Po co? - zapytał, nie przenosząc na mnie
wzroku.
-Nie wiem. Chciałem pogadać ze swoim
przyjacielem.
-Chyba nie mam nastroju, wybacz – spuścił
głowę.
-A kiedy ostatnio miałeś? - nie uzyskałem odpowiedzi,
wobec tego kontynuowałem – Stary, musimy wyjechać. Żadne z nas
nie ma już wystarczająco siły mierzyć się tutaj z każdym
kolejnym dniem.
-Masz rację. Próbuję sobie z tym poradzić,
ale to trudniejsze niż mogłoby się wydawać.
-Zdaję sobie
sprawę.
-Z niczego sobie, kurwa, nie zdajesz sprawy -zaczął krzyczeć, dał upust złości - Chodzę jak
automat, muszę wyjść na spacer, bo nie wytrzymuję w jednym
miejscu, więc wychodzę i każdego dnia mówię sobie, że tu nie
przyjdę, że muszę się ogarnąć, a zawsze w końcu tu ląduję.
Nogi niosą mnie same. Mam wrażenie, że mnie woła, że mnie
potrzebuję, a gdy tu przychodzę, w głowie słyszę to niemal
bezgłośne „Przepraszam” i głośny strzał. Odjebało mi.
Zwariowałem... - dawno nie słyszałem tylu słów z jego ust.
-Nie
zwariowałeś – położyłem chłopakowi rękę na ramieniu –
Teraz pomyślmy, czy ci odjebało... Tak. Mniej więcej wtedy, kiedy
zaczęło ci się wydawać, że twoje chamskie anegdotki są
śmieszne.
-Ey, one są śmieszne. Sam się z nich, kurwa,
śmiejesz. Hipokryta się znalazł- uśmiechnął się, przysięgam.
Udało mi się go choć trochę zaangażować w coś emocjonalnie.
Byłbym genialnym psychologiem, gdybym oczywiście nie był tak
zajebistym gitarzystą. Cóż, jeszcze chwilę spędziliśmy na
cmentarzu w milczeniu, a potem razem stamtąd wyszliśmy z nadzieją,
że uda nam się zostawić wszystkie niewygodne wspomnienia w
Cleveland, a w Los Angeles zaczniemy z czystą kartką, zupełnie
białą. Nie pomyśleliśmy, że długopis, którym pisaliśmy na
poprzedniej stronie, może odcisnąć swój ślad na kolejnej i z
pozoru nie będąc widocznym może wpływać na dalsze losy każdego
z nas. Razem z Adlerem skierowaliśmy się do mnie do domu.
Zastaliśmy mamę i Alex w kuchni. Właśnie skończyły robić obiad
i wzięły się za deser. Mama podała mnie i Stevenowi fartuchy.
Stwierdziła, że dobrze zrobi nam taka chwila relaksu. Zostawiła
nas w kuchni samych. Każde z nas miało na twarzy uśmiech, ale i
skupienie. Przy idealnym przepływie informacji między nami
staraliśmy się zrobić ciasto idealne. Wreszcie poznałem wszystkie
tajniki tego, jak mama zawsze robiła moje ulubione ciasto owocowe.
Jej sekretny przepis nie był aż tak skomplikowany, jak można się
było tego spodziewać. Dobra organizacja również zrobiła swoje.
Ja przygotowywałem biszkopt, Steve mył i kroił owoce, a Alex
zajęła się masą, którą należało przełożyć ciasto.
Wypełniliśmy swoje początkowe zadania. Masa i pokrojone owoce
czekały na swój moment, zaś ciasto wlane do blachy wylądowało w
piekarniku. Popijając zieloną herbatę czekaliśmy, aż ciasto
urośnie i przybierze odpowiednią barwę. Ten dzień był pewnym
przełomem. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Alex
bawiła się mąką, którą miała tuż obok siebie i nagle, bez
żadnego ostrzeżenia sypnęła mi prosto w twarz. Obdarzyłem
blondynkę pytającym spojrzeniem. Ona i Adler nie potrafili
powstrzymać już śmiechu.
-Serio? Śmieszy was to, że w
przeciągu chwili stałem się pieprzonym białasem?
-No –
przyznał Adler.
-Wobec tego, wy będziecie czarnuchami! - sypnąłem moim przyjaciołom kakao w twarze. W ten właśnie sposób rozpoczęła się wielka wojna, która zaowocowała pogrążoną w pyle kuchnią, włosami pełnymi mąki, kakao i innych tym podobnych rzeczy. W ostatniej chwili spostrzegliśmy się, że trzeba wyjąć już ciasto z piekarnika. W tym też momencie do kuchni weszła moja mama. Nie mogła uwierzyć, co zrobiliśmy z jej kuchnią. Sama dokończyła robienie ciasta, a my musieliśmy wziąć prysznice i posprzątać kuchnię na błysk. Trochę nam to zajęło, ale z pewnością nie był to czas stracony. To był czas dla nas, dla naszej trójki. Niezwykle istotny, wręcz przełomowy.
-Wobec tego, wy będziecie czarnuchami! - sypnąłem moim przyjaciołom kakao w twarze. W ten właśnie sposób rozpoczęła się wielka wojna, która zaowocowała pogrążoną w pyle kuchnią, włosami pełnymi mąki, kakao i innych tym podobnych rzeczy. W ostatniej chwili spostrzegliśmy się, że trzeba wyjąć już ciasto z piekarnika. W tym też momencie do kuchni weszła moja mama. Nie mogła uwierzyć, co zrobiliśmy z jej kuchnią. Sama dokończyła robienie ciasta, a my musieliśmy wziąć prysznice i posprzątać kuchnię na błysk. Trochę nam to zajęło, ale z pewnością nie był to czas stracony. To był czas dla nas, dla naszej trójki. Niezwykle istotny, wręcz przełomowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli teraz zostawisz komentarz :)