Z pamiętnika Lilian Amy Bailey
Czy wiesz, co wtedy Saul zaproponował Alex?
Czy wiesz, co wtedy Saul zaproponował Alex?
Steven:
Oczywiście, że wiem, przecież miało to bezpośredni związek ze mną. Właściwie to ja i Saul planowaliśmy to już od jakiegoś czasu, jednak cały czas brakowało jednego bardzo ważnego czynnika. Kiedy wreszcie udało mi się ów czynnik załatwić, natychmiast pobiegłem powiedzieć o tym Saulowi. W zasadzie wtedy jeszcze do końca nie wiedziałem, że Alex także weźmie w tym udział, bo mieliśmy z nią o tym razem porozmawiać. Po dość długim marszobiegu dotarłem do Hudsona. Zapukałem i czekałem aż łaskawie otworzy mi drzwi. Swoją drogą zejście zajęło mu sporo czasu, a na pewno więcej niż zazwyczaj. Otworzył drzwi i spojrzał na mnie z wyrzutem. Ja minąłem go w drzwiach i ruszyłem na górę. Ponadto mogę dodać, że Saul miał roztrzepane włosy, co dało mi do myślenia, że coś musiało się dziać. Znaczy nie żeby normalnie miał on poczesane włosy, ale były one bardziej roztrzepane niż zazwyczaj. Dotarłem do pokoju Hudsona i usiadłem na łóżku tuż obok blondynki. Saul wszedł za mną.
-W czymś przeszkodziłem, gołąbeczki? - zapytałem z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Nie, Steven, w niczym.
Blondynka spuściła smutny wzrok, natomiast w oczach Saula widziałem złość. Sytuacja zrobiła się nieco dziwna, a atmosfera dość napięta. Wyglądało to jakby Saul starał się zrobić klimat, podniecić dziewczynę, ale ona nie miała totalnie nastroju i czuła się winna. Nie mnie jednak oceniać taką sytuację. To ich sprawa, ja przyszedłem tam w ściśle określonym celu. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza jak makiem zasiał.
-Ptaszek wyleci z klatki jutro wieczorem.-przerwałem tę ciszę.
Alex i Saul przenieśli na mnie zdziwione i zdezorientowane spojrzenia.
-Co?-dopytał Mulat.
-Ostatnia śliwka wpadła w kompot, jutro wieczorem ptaszki wylatują z klatki-wyjaśniłem.
-Stary, czegoś ty się naćpał? O czym ty pieprzysz?
Chyba zdenerwowałem trochę pana Hudsona. Zacząłem się zastanawiać, czy nie pomyliłem czegoś w naszym hipertajnym kodzie. Wstałem z łóżka i podszedłem do Saula.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z Saulem?-zapytałem Mulata.
-Steven, o czym Ty
mówisz?-zapytała blondynka.
-To nie może być Saul. Saul zna hipertajny kod.-wyjaśniłem.
-Jaki znów „hipertajny kod”? Miałeś tylko załatwić transport, a nie pieprzyć coś o jakichś jebanych śliwkach i ptaszkach – Saul się serio wkurzył.
-Jeju, uspokój się, chciałem żeby było zabawnie, a ty wszystko zjebałeś.
-Wyobraź sobie, że nie jest mi do śmiechu i dziwię się, że ty masz jeszcze ochotę na te swoje kretyńskie żarciki. Twoja ukochana popełniła samobójstwo na twoich oczach, naprawdę w tej sytuacji masz jeszcze siły pieprzyć takie głupoty?
-A co mam, do cholery, robić? Dość mam siedzenia w domu, rozmyślania, co mogłem zrobić i obwiniania się. Ktoś mi ostatnio powiedział, że powinienem wrócić do normalności. Staram się iść dalej naprzód, a teraz wpędzasz mnie w poczucie winy z tego powodu? -westchnąłem ciężko – Po co tu w ogóle przychodziłem?
Skierowałem się do wyjścia.
-Chłopaki, uspokójcie się. Każdemu z nas jest ciężko, ale życie idzie dalej, musimy żyć normalnie. - Alex starała się nas uspokoić -Steven, dobrze, że wrócił ci zaciesz. Tęskniłam za nim. A ty Saul nie możesz rozładowywać na nim napięcia, które narosło przedtem. Przepraszam cię za tę sytuację wcześniej.
Tym razem to blondynka skierowała się do wyjścia.
-Porozmawiajcie sobie. - rzuciła na odchodne.
Dziewczyna skierowała się do kuchni, a Saul usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Starał się w ten sposób uspokoić. Potem spojrzał na mnie.
-Załatwiłeś? -zapytał.
-Właśnie to próbuję ci cały czas powiedzieć. -wyjaśniłem -Kumpel jedzie do Utah. Dorzucimy się na wachę i możemy z nim jechać, a stamtąd już musimy kombinować.
Saul nie bardzo mnie wtedy słuchał, usiadłem obok niego.
-Stary, co się dzieje?-zapytałem
-Alex.
-Co Alex?
-To wszystko strasznie ją dobiło. Weronika, matka, obwinia się o to wszystko, płacze. Boję się, że zrobi sobie krzywdę-wyżalił się.
-Po prostu bądź przy niej, potem wyjedziemy, zmienimy środowisko i powoli wszystko się ustabilizuje-starałem się go pocieszyć.
Sam miałem nadzieję, że uda mi się odciąć od tych wszystkich bolesnych wspomnień. Miałem już dość tego smutku, który mnie wypełniał, chciałem, starałem się, robiłem wszystko, aby wrócić do normalności, aby zapomnieć choć na chwilę i się po prostu uśmiechnąć, ale nie potrafiłem. W tym miejscu było za dużo wspomnień. Dosłownie wszystko przypominało mi o Ronnie, ciągle miałem ją przed oczami. Jedynie wyjazd dawał mi cień możliwości na odzyskanie normalnego życia.
-Przepraszam, stary, że wybuchłem. - przerwał panującą między nami ciszę Saul.
-Nie ma sprawy. Ale następnym razem, jak będziesz wybuchał, to przemyśl dwa razy, co masz zamiar wykrzyczeć i najlepiej jebnij się krzesłem w ten kudłaty łeb. Wpadnę jutro. Na razie.
Wyszedłem, zostawiłem Saula w pokoju i minąłem na schodach blondynkę. Miałem mętlik w głowie. Chciałem się po prostu odciąć od wszystkich problemów, jeszcze ten Pudel zaczął mnie denerwować. Naprawdę wyprowadził mnie wtedy z równowagi, a z drugiej strony rozumiałem zachowanie Alex i domyślałem się, co w związku z tym może czuć Hudson. Od dłuższego czasu jedyne, co robiłem, to snucie się po mieście bez żadnego celu. Długo myślałem o tym wyjeździe, o mamie i jej kłopotach. Ona nie chciała dać sobie pomóc i podejrzewam, że jako jedyna wiedziała o moim wyjeździe. Nagle zaczęło padać. Deszcz nie przerwał jednak mojego spaceru. Ludzie chowali się pod parasolami, szukali schronienia pod daszkami, gnali jak najszybciej do domu. Jedynie ja szedłem niewzruszony. To tak jakby pogoda dostosowała się do mojego nastroju, jakby poczuła to, co czułem ja i zrobiło jej się przykro. Zimna woda oblewała moją twarz. Ludziom to przeszkadzało, a mnie pomogło w oczyszczeniu własnego ja, w obmyciu brudów tego świata. Robiło się coraz później, deszcz wciąż padał, a nogi same niosły mnie przed siebie. Jak co dzień swój spacer zakończyłem na cmentarzu. Nie chciałem tam iść, widok mogiły Veroniki wywoływał u mnie ból, jednak nigdy nie byłem świadomy, że kolejnego dnia powrócę na cmentarz. Każdego dnia miałem nadzieję, że może dziś uda mi się zmienić trasę. Nigdy mi się nie udało. To tak jakby moja dusza chciała tam wracać, chociaż umysł mówił „Nie idź, bo się rozkleisz”. To dziwne uczucie, coś w rodzaju rozdwojenia osobowości. Jak zwykle usiadłem przy grobie i opowiedziałem Ronnie swój dzień. Dawało mi to poczucie satysfakcji. Z Hudsonem nie można było normalnie porozmawiać, Alex stała się cicha i ponura, nie radziła sobie, a Veronica jako jedyna mogła mnie wysłuchać. Zawsze długo stałem na cmentarzu, zupełnie tak, jakbym oczekiwał na odpowiedź z jej strony, choć przecież doskonale wiedziałem, że taka fizyczna odpowiedź nigdy nie nastąpi.
-To nie może być Saul. Saul zna hipertajny kod.-wyjaśniłem.
-Jaki znów „hipertajny kod”? Miałeś tylko załatwić transport, a nie pieprzyć coś o jakichś jebanych śliwkach i ptaszkach – Saul się serio wkurzył.
-Jeju, uspokój się, chciałem żeby było zabawnie, a ty wszystko zjebałeś.
-Wyobraź sobie, że nie jest mi do śmiechu i dziwię się, że ty masz jeszcze ochotę na te swoje kretyńskie żarciki. Twoja ukochana popełniła samobójstwo na twoich oczach, naprawdę w tej sytuacji masz jeszcze siły pieprzyć takie głupoty?
-A co mam, do cholery, robić? Dość mam siedzenia w domu, rozmyślania, co mogłem zrobić i obwiniania się. Ktoś mi ostatnio powiedział, że powinienem wrócić do normalności. Staram się iść dalej naprzód, a teraz wpędzasz mnie w poczucie winy z tego powodu? -westchnąłem ciężko – Po co tu w ogóle przychodziłem?
Skierowałem się do wyjścia.
-Chłopaki, uspokójcie się. Każdemu z nas jest ciężko, ale życie idzie dalej, musimy żyć normalnie. - Alex starała się nas uspokoić -Steven, dobrze, że wrócił ci zaciesz. Tęskniłam za nim. A ty Saul nie możesz rozładowywać na nim napięcia, które narosło przedtem. Przepraszam cię za tę sytuację wcześniej.
Tym razem to blondynka skierowała się do wyjścia.
-Porozmawiajcie sobie. - rzuciła na odchodne.
Dziewczyna skierowała się do kuchni, a Saul usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Starał się w ten sposób uspokoić. Potem spojrzał na mnie.
-Załatwiłeś? -zapytał.
-Właśnie to próbuję ci cały czas powiedzieć. -wyjaśniłem -Kumpel jedzie do Utah. Dorzucimy się na wachę i możemy z nim jechać, a stamtąd już musimy kombinować.
Saul nie bardzo mnie wtedy słuchał, usiadłem obok niego.
-Stary, co się dzieje?-zapytałem
-Alex.
-Co Alex?
-To wszystko strasznie ją dobiło. Weronika, matka, obwinia się o to wszystko, płacze. Boję się, że zrobi sobie krzywdę-wyżalił się.
-Po prostu bądź przy niej, potem wyjedziemy, zmienimy środowisko i powoli wszystko się ustabilizuje-starałem się go pocieszyć.
Sam miałem nadzieję, że uda mi się odciąć od tych wszystkich bolesnych wspomnień. Miałem już dość tego smutku, który mnie wypełniał, chciałem, starałem się, robiłem wszystko, aby wrócić do normalności, aby zapomnieć choć na chwilę i się po prostu uśmiechnąć, ale nie potrafiłem. W tym miejscu było za dużo wspomnień. Dosłownie wszystko przypominało mi o Ronnie, ciągle miałem ją przed oczami. Jedynie wyjazd dawał mi cień możliwości na odzyskanie normalnego życia.
-Przepraszam, stary, że wybuchłem. - przerwał panującą między nami ciszę Saul.
-Nie ma sprawy. Ale następnym razem, jak będziesz wybuchał, to przemyśl dwa razy, co masz zamiar wykrzyczeć i najlepiej jebnij się krzesłem w ten kudłaty łeb. Wpadnę jutro. Na razie.
Wyszedłem, zostawiłem Saula w pokoju i minąłem na schodach blondynkę. Miałem mętlik w głowie. Chciałem się po prostu odciąć od wszystkich problemów, jeszcze ten Pudel zaczął mnie denerwować. Naprawdę wyprowadził mnie wtedy z równowagi, a z drugiej strony rozumiałem zachowanie Alex i domyślałem się, co w związku z tym może czuć Hudson. Od dłuższego czasu jedyne, co robiłem, to snucie się po mieście bez żadnego celu. Długo myślałem o tym wyjeździe, o mamie i jej kłopotach. Ona nie chciała dać sobie pomóc i podejrzewam, że jako jedyna wiedziała o moim wyjeździe. Nagle zaczęło padać. Deszcz nie przerwał jednak mojego spaceru. Ludzie chowali się pod parasolami, szukali schronienia pod daszkami, gnali jak najszybciej do domu. Jedynie ja szedłem niewzruszony. To tak jakby pogoda dostosowała się do mojego nastroju, jakby poczuła to, co czułem ja i zrobiło jej się przykro. Zimna woda oblewała moją twarz. Ludziom to przeszkadzało, a mnie pomogło w oczyszczeniu własnego ja, w obmyciu brudów tego świata. Robiło się coraz później, deszcz wciąż padał, a nogi same niosły mnie przed siebie. Jak co dzień swój spacer zakończyłem na cmentarzu. Nie chciałem tam iść, widok mogiły Veroniki wywoływał u mnie ból, jednak nigdy nie byłem świadomy, że kolejnego dnia powrócę na cmentarz. Każdego dnia miałem nadzieję, że może dziś uda mi się zmienić trasę. Nigdy mi się nie udało. To tak jakby moja dusza chciała tam wracać, chociaż umysł mówił „Nie idź, bo się rozkleisz”. To dziwne uczucie, coś w rodzaju rozdwojenia osobowości. Jak zwykle usiadłem przy grobie i opowiedziałem Ronnie swój dzień. Dawało mi to poczucie satysfakcji. Z Hudsonem nie można było normalnie porozmawiać, Alex stała się cicha i ponura, nie radziła sobie, a Veronica jako jedyna mogła mnie wysłuchać. Zawsze długo stałem na cmentarzu, zupełnie tak, jakbym oczekiwał na odpowiedź z jej strony, choć przecież doskonale wiedziałem, że taka fizyczna odpowiedź nigdy nie nastąpi.