Z pamiętnika Lilian Amy Bailey:
Robiłeś co w twojej mocy, by się nią zająć, prawda?
Saul:W ciszy wróciliśmy do domu. Widziałem łzy w oczach tej drobnej, kruchej blondynki. Zdjęliśmy bluzy i buty. Ja skierowałem się do kuchni po herbatę, natomiast dziewczyna bezszelestnie niczym cień wbiegła na górę do mojego pokoju. Zacząłem się zastanawiać, jak w ogóle mógłbym jej pomóc. W końcu nawet biorąc pod uwagę moją empatię, nie byłem w stanie zrozumieć, co może dziać się w głowie Alex. Najbardziej na świecie chciałem jej pomóc, ale zwyczajnie nie byłem w stanie. Jedyne co mogłem zrobić, to być przy niej. W tamtej chwili to musiało wystarczyć. Zaparzyłem herbatę i z kubkami w dłoniach poszedłem na górę. Dziewczyna siedziała w kącie pokoju z podciągniętymi do brody kolanami i tępo wpatrywała się w ścianę na przeciwko, po jej policzkach płynęły łzy. Bolał mnie ten widok. Odstawiłem kubki, podszedłem do dziewczyny i wziąłem ją na ręce. Następnie usiadłem na brzegu łóżka, a Alex ułożyłem na moich kolanach. Dopiero po chwili nieco się uspokoiła. W końcu również podniosła na mnie swoje zapłakane oczy. Dotknąłem jej policzka, posłałem jej delikatny uśmiech i pocałowałem ją w czoło.
-Przepraszam- wyszeptała cicho i spuściła wzrok.
Delikatnie chwyciłem jej brodę, aby spojrzała ponownie w moje oczy.
-Przecież nie masz mnie za co przepraszać. Myślę, że powinnaś odpocząć.
-Być może.
-Weź sobie koszulkę z szuflady i idź pod prysznic i nie martw się tak.
Pocałowałem Alex i mocno przytuliłem. Chyba trochę pomogło.
Jak wyglądał kolejny dzień?
Alex:Rano wraz Saulem ponownie udaliśmy się do szpitala, chciałam porozmawiać z moją mamą na spokojnie. Przed wyjściem próbowałam przekonać mojego chłopaka, że jestem już dużą dziewczynką i jestem już w stanie sama tam dotrzeć oraz że odrobina samotności naprawdę dobrze mi zrobi. On jednak pozostawał nieugięty. Nie mógł pozwolić, abym sama pałętała się po ulicach miasta w zaistniałej sytuacji. Jestem bardzo wdzięczna mojemu chłopakowi za tę czułość i za jego obecność, ale wówczas potrzebowałam momentu samotni. No cóż, w ciszy dotarliśmy do szpitala i skierowaliśmy się do sali, w której to zaledwie dzień wcześniej leżała moja mama. Jednak jej tam nie było, a jej łóżko zajmował zupełnie obcy mi mężczyzna. Nieprzyjemnie zimny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. Niemal natychmiast pobiegłam szukać doktora Collinsa. Zastałam go , kiedy akurat flirtował z pielęgniarką. Bez najmniejszego zażenowania stanęłam pomiędzy tą dwójką i ze złością w oczach zapytałam o mamę. Cholera, ja się martwię, gdzie podziała się moja matka, pacjenci czekają pod jego gabinetem, który minęliśmy po drodze, a on robi tu sobie maślane oczka do jakiejś pielęgniarki?!
-Doktorze, gdzie podziała się moja mama?-zapytałam niemal na niego krzycząc.
-Pani Blood zwolniła się dzisiejszego ranka na własne życzenie.-odpowiedział z obojętnością w głosie.
A podczas swojej wypowiedzi bezczelnie spoglądał przez moje ramię na tamtą zdzirę. Cholera, czy ona nie widziała wówczas obrączki na jego palcu? Przecież to obrzydliwe!
-Na własne życzenie?-dopytałam z niedowierzaniem.
-Owszem.- ta obojętność zaczynała mi działać na nerwy-Proszę się nie awanturować i wracać do domu, poczekać na mamę, którą trzeba się będzie zająć. W rejestracji odbierze pani wykaz zaleceń jeżeli chodzi o opiekę. Ponadto, kiedy Pani mama wychodziła ze szpitala zobowiązany byłem powiadomić policję o tym fakcie, oczywiście łączy się to z obecnością narkotyków w jej organizmie. Dlatego proszę nie zdziwić się na widok policjantów za drzwiami. Żegnam Panią.
Wyminął mnie, złapał tę pielęgniarkę za rękę i wspólnie skierowali się do pokoju lekarskiego, gdzie na koniec usłyszeliśmy jedynie przekręcenie kluczyka w drzwiach.
-Chuj.-skwitowałam.
Byłam wkurwiona, jeszcze chwila tej 'rozmowy' i przysięgam, że lekarz miałby limo pod okiem. Saul złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Chodź, pójdziemy sprawdzić, czy twoja mama jest w domu.-wyszeptał.
Ja jedynie przytaknęłam, po drodze odebrałam tę listę z zaleceniami dotyczących opieki nad mamą. W końcu wyszliśmy z tego okropnego miejsca, a ja trochę ochłonęłam.
-Widziałeś to? Ten skurwysyn rozmawiając ze mną, cały czas patrzył się przez moje ramię na tę zdzirę.
-Ja to się raczej dziwię, dlaczego ta 'zdzira' z nim flirtowała.
-Masz rację, przecież ona była młoda i nawet ładna, a on? No cóż, on to dziad koło sześćdziesiątki w dodatku ma żonę, widziałam obrączkę.
-Pewnie teraz położył ją na stole, klepie ją w tyłek, a ona udaje, że dostaje orgazmu, kiedy on tylko spojrzy na jej wilgotną...
-Saul, przestań! Nie mogę tego słuchać!
-...wargę.-dokończył i się głośno roześmiał -Ale z ciebie zboczuszek.
Sama również zaczęłam się śmiać. Bo jednak trzeba przyznać, że nasza rozmowa była dość komiczna.
Weszliśmy do mojego domu, oczywiście mamy tam nie było. Powstrzymując łzy, pobiegłam do swojego pokoju i podciągając kolana pod samą brodę, usiadłam na parapecie okna. Tępo patrzyłam na pochmurne wówczas niebo. Saul przyszedł tuż za mną i przytulił mnie.
-Saul, ja mam dość takiego życia... Nie chcę tu być...
Wówczas w umyśle Mulata zapaliła się niebieska lampka, chłopak wprost do ucha wyszeptał mi niezwykle cudowną propozycję. Pozbierałam najważniejsze rzeczy do torby włączając w to moje oszczędności spod łóżka i moją gitarę. Saul objął mnie ramieniem i już mieliśmy wyjść, kiedy to do domu wtoczyła się moja matka. Wcale nie zdziwił mnie fakt, że była kompletnie pijana. Zaczęła coś bełkotać o tym, że jest moją matką i ja nie mogę sobie od tak po prostu wyjść, że jestem na jej utrzymaniu, a, no i o tym, że potrzebuje pieniędzy. No tak, żałosne... Chciała mnie popchnąć, ale sama zachwiała się, straciła równowagę i dosłownie runęła na podłogę. Wówczas ja i Saul po prostu opuściliśmy mieszkanie. Szliśmy w cisz, ja głęboko analizowałam całą sytuację, w pewnym momencie łzy zaczęły strumieniami płynąć po moich policzkach.
-Ja nie mam już matki...-wyszeptałam, przystając na chodniku.
-Alex, nie mów tak.-uspokajał mnie Saul.
-Przecież ona mnie nie kocha, ma mnie głęboko w poważaniu...-westchnęłam, spuszczając głowę.
-Ona się po prostu pogubiła...
-Moja matka... Dlaczego ze mną jesteś, co?-zapytałam w amoku przepływających przeze mnie emocji.
-Bo cię kocham.-odpowiedział spokojnie.
-Za co? Jak można pokochać głupią, brzydką, zgwałconą blondyneczkę z bliznami i depresją, co?
Chłopak zamarł, nie był w stanie mi odpowiedzieć.
-Tobie też chodziło tylko o jedno...-westchnęłam, przełykając łzy. Odwróciłam się na pięcie i miałam odejść, ale Saul złapał mnie za rękę i zatrzymał.
-Nie mów tak...-starał się stłumić emocje, wiem, że chciał krzyczeć, ale jednocześnie nie chciał mnie ranić- Alex, kocham cię, bo jesteś wspaniałą osobą, kocham cię za twój charakter, za twój uśmiech, jestem tu, bo chcę cię wspierać, więc proszę,nigdy więcej nie mów, że chodzi mi tylko o 'jedno', bo oboje dobrze wiemy,że to nieprawda...
-Przepraszam-spuściłam głowę i wyszeptałam.
-Po prostu nie mów tak więcej, dobrze?
Nasze ciała dzieliły milimetry, Saul dotknął dłonią mojego policzka i zwlekał z pocałunkiem.
-Dobrze- posłałam mu przepraszający uśmiech.
Wówczas nastąpił wyczekiwany przeze mnie pocałunek. Później już w spokoju mogliśmy udać się do domu Saula.